Można zrobić za drugim razem dobre pierwsze wrażenie

Tego się nie spodziewałem. Szybki biznesowy wyskok do Pragi w ubiegłym tygodniu. Miasto spokojne, kameralne, ciche. Na tygodnie przed intensywnym sezonem turystycznym.

Publikacja: 17.03.2025 06:00

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po pro

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po prostu to zrobić"

Foto: materiały prasowe

I tam właśnie rozmowa o kondycji polskiego rynku kapitałowego, czyli, mówiąc bez ogródek, warszawskiej giełdy. Trzeba było o tym opowiedzieć profesjonalnie, więc zaczynałem bez wielkiego animuszu. Ale już mniej więcej w połowie wywodu w postindustrialnym budynku na przedmieściu Pragi zorientowałem się, że obraz naszego rynku nie wypada przygnębiająco. A nawet wypada zupełnie przyzwoicie. Zwłaszcza gdy wsiadłem na jednego z moich koników, to znaczy przeszedłem wraz z moimi rozmówcami przez pozostałe rynki w regionie, aby porównać je z polskim.

Koń, jaki jest, każdy widzi? Właśnie niezupełnie. Wyliczenie samych tylko podstawowych ograniczeń w rozwoju giełdy zajęłoby kilka artykułów lub parę godzin dyskusji. Ale prawdą jest i to, że o pewnych mocnych stronach mówi się bardzo mało.

Jest niewiele debiutów – tu znowu można by otworzyć specjalny rozdział poświęcony temu, dlaczego jest ich tak niewiele i dlaczego prawie w ogóle by ich nie było, gdyby nie funkcjonował NewConnect, nazywany często pogardliwie śmietnikiem (to taki chyba najcenniejszy śmietnik świata). I dlaczego więcej spółek z giełdy ubywa niż na nią wchodzi, i tak dalej. Ale prawdą jest również, że GPW może się pochwalić dobrymi liczbami, jeśli chodzi o wartość kapitału pozyskiwanego przez spółki giełdowe, czyli firmy giełdowe już notowane, w chwili emisji akcji i publicznej oferty, na rynku regulowanym. A i na rynku alternatywnym również.

I z tych wszystkich rzeczy pozytywnych, z jakimi można kojarzyć warszawską giełdę, ta właśnie liczy się, przynajmniej w rozmowie z potencjalnymi biorcami kapitału, najbardziej. Prosiłoby się jeszcze o inne zachęty, ale jak się nie ma wszystkiego, co się lubi, to się lubi, co się ma.

Rok 2024 na rynku głównym: prawie dwa i pół miliarda złotych ze SPO (zwanych dziwacznie, po polsku, wtórnymi ofertami publicznymi). Stoi za tym 85 spółek. W tym samym okresie: siedem miliardów z IPO (była w tym czasie Żabka). NewConnect w 2024: około 40 milionów zł z IPO i aż ponad 400 milionów zł ze SPO. „Śmietnik” wygenerował zatem tylko pięć razy mniej wartości w transakcjach SPO niż główny rynek, tak nawiasem mówiąc.

Rok 2023: rynek główny – 440 milionów zł z IPO, ale 2,7 mld ze SPO; na NewConnect było to odpowiednio 57 mln i 157 mln zł.

Rok 2022: tu nie ma za bardzo czego liczyć, jeśli chodzi o IPO (niespełna 40 milionów), za to prawie 9 miliardów ze SPO. Liczby dla NewConnect: 87 i 245 (milionów).

Publikacja statystyk to za mało. Dopiero zdolność tworzenia przekonywających opowieści i argumentacji wytwarza efekt. W tym przypadku opowieści o tym, że co prawda przedsiębiorca może coś stracić, wprowadzając spółkę na giełdę, ale może też coś ważnego zyskać. O ile w kapitalizmie, tak na koniec dnia i w ostatecznym rozrachunku, najważniejsze są pieniądze, o tyle znaczy, że może zyskać coś najważniejszego.

Zadanie, jak to zwykle bywa, niełatwe. Trudniej trafić z takim przekazem do mediów czy szerokiej publiczności, a nawet do indywidualnych inwestorów, niż z informacją o tym, że szykuje się jakiś debiut.

Po pierwsze, aspekt zarobkowy. Spółka odbywająca rytuał przejścia z przestrzeni niepublicznej na rynek giełdowy otrzymuje po raz pierwszy rynkową wycenę. Można więc liczyć na to, że spółka w ramach oraz w imię tego rytuału da zarobić od razu. Albo to będzie wynikało z przyjaznego dla inwestorów ustalenia ceny emisyjnej czy ceny sprzedaży akcji, albo z tego, że nie trafiono z wyceną, przygotowując się do pierwszej oferty publicznej, albo z ogólnego podekscytowania debiutem lub ze wszystkiego po trosze. Kalkulacje te często okazują się błędne lub nieuzasadnione albo po prostu nie sprawdzają się w praktyce, ale oczekiwania istnieją, a to nagłaśnia sprawę. I tworzy wydarzenie.

Po drugie i chyba ważniejsze, ludzie, media, rynki kochają nowości. Nowe ujmuje świeżością i przemawia do wyobraźni. Kojarzy się też z ruchem, z energią. Tu przypomina mi się wymyślony kiedyś slogan. Było to w czasach, gdy na złość giełdzie wiedeńskiej udowadnialiśmy jej, że jesteśmy już znacznie większą giełdą, i to w każdej kategorii, na czele z wartością obrotów. Brzmiało to jakoś tak: „Do Wiednia wyskocz na ciastko i dobrą kawę. Po więcej akcji przyjedź do Warszawy”.

Ruch jest wszystkim, pisał Eduard Bernstein.

Obraz rynku „ofert wtórnych” zawiera w sobie duży zasób energetyczny i potencjał komunikacyjny. Dzisiaj przedsiębiorcy mówią: po co mi ta giełda, same kłopoty, ryzyka i koszty, a pieniędzy i tak mi nie da. Na to trzeba umieć odpowiedzieć.

Ach, i jeszcze jedna sprawa. Też z gatunku tych mniej widowiskowych. Warto przeglądać spółki, które zadebiutowały na giełdzie dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Niektóre z nich zostały zupełnie zapomniane przez inwestorów. To dość powszechny paradygmat, ten paradygmat zapominania, i typowy dla współczesności.

Spółkom o dłuższej giełdowej historii często brakuje kapitału, co powoduje, że wegetują, a mogłyby błyszczeć światłem podobnym do tego pochodzącego od debiutantów. Albowiem wcale nie jest tak, że kapitał zawsze wie, dokąd warto popłynąć. Kapitał może coś przeoczyć, nie dostrzec lub wręcz zbagatelizować czy też trwać w uprzedzeniach. A przecież wśród tych zapomnianych spółek znajdują się ponadczasowe oldtimery.

Jest moda na używane ubrania. Litewski Vinted pokazał, że daje się na niej zarobić. Spółki giełdowe z warszawskiego second-handu też bywają bardzo, ale to bardzo interesujące.

Felietony
Dekodowanie Omnibusa
Felietony
Tether – uznany stablecoin czy dolar cienia podziemnego świata finansowego?
Felietony
Edukacja i nauka – czy to jedyne dziedziny pracy nowoczesnego uniwersytetu?
Felietony
Szalona zmienność na rynkach finansowych
Felietony
Oprócz błękitnego nieba trochę wiosennego hejtu
Felietony
Omnibus = chaos