Pod koniec marca akcje Bumechu znalazły się w centrum zainteresowania inwestorów, po tym jak spółka poinformowała, że chiński inwestor przekroczył 5 proc. głosów i zamierza zwiększyć zaangażowanie. 22 i 23 marca kapitalizacja spółki niemal się podwoiła. Chiński inwestor okazał się jednak fikcją. Sprawą zajęła się KNF, a następnie prokuratura. Notowania zostały zawieszone na trzy tygodnie, a cała sprawa podważyła po raz kolejny zaufanie do rynku kapitałowego.
Sprawa wydaje się wielowątkowa. Warto się jej przyjrzeć z punktu widzenia emitenta, do którego trafia podejrzane zawiadomienie o nabyciu znacznego pakietu akcji, mające ewidentne znaczenie cenotwórcze. Emitent ma obowiązek niezwłocznej publikacji raportu bieżącego o otrzymanym zawiadomieniu akcjonariusza. Nie może wstrzymać jego publikacji, nawet jeżeli zawiadomienie okaże się nad wyraz nieudolną próbą fałszerstwa.
W przypadku Bumechu zawiadomienie było raczej spreparowane w sposób amatorski. Świadczy o tym choćby jakość translacji na język angielski i rozbieżność między podpisem osoby zawiadamiającej a podpisem tej samej osoby pod raportem rocznym umieszczonym na stronie WWW China Coal Energy.
Bumech ujawnił, że badając treść zawiadomienia, ograniczył się do ustalenia, że inwestor chiński istnieje i jest spółką giełdową. Nie porównał podpisów na obu dokumentach, co być może było spowodowane nagłym wzrostem kursu i ciążącym na nim obowiązku niezwłocznej publikacji raportu bieżącego. Dodatkowo w treści zawiadomienia znalazł się numer telefoniczny China Coal przypisany do działu relacji inwestorskich (a nie ogólna centrala), co jest raczej rzadkością, a ponadto adres e-mailowy w treści zawiadomienia był adresem ogólnym, a nie działu IR – rozbieżność: telefon do działu IR i e-mail z aliasem ogólnym.
O błędy nietrudno w takim przypadku, choć zdecydowanie inaczej wyglądałaby w kontekście jakości relacji inwestorskich publikacja raportu z informacją o nowym akcjonariuszu i równoczesna publikacja informacji, że emitentowi coś się w sprawie nie zgadza, najlepiej poparta kontaktem telefonicznym z akcjonariuszem. Azjaci cenią kurtuazyjność i z pewnością byliby zadowoleni, że kontaktuje się z nimi emitent, chcąc powitać ich w gronie akcjonariuszy, a wówczas sprawa by się błyskawicznie wyjaśniła. To jednak analiza ex post, która jest o wiele łatwiejsza niż ex ante, co zwykle trapi historyków, a emitenci co do zasady zakładają działanie w dobrej wierze.