Kilka miesięcy później z taśmy montażowej zjadą pierwsze tzw. supersamochody o nazwie Arrinera, które spółka ma oferować klientom z grubymi portfelami na całym świecie.
– Priorytetem jest uruchomienie produkcji Arrinery. Zgodnie z założeniem w pierwszym roku będziemy chcieli sprzedać 50 aut, a w drugim 150. W dalszych planach, czyli w połowie przyszłego roku, jest rozpoczęcie produkcji samochodu sportowego Fenix, wytwarzanego przez Fenix Automotive (docelowo Arrinera ma mieć w niej 50 proc. udziałów, a pozostała część będzie należeć do Brytyjczyków – w tym konstruktora samochodów sportowych Lee Noble, będącego też akcjonariuszem i członkiem rady nadzorczej Arrinery – red.), a potem jednoosobowego modelu samochodu typu fun-car – ujawnia Arkadiusz Kuich, prezes Veno.
Arrinera Automotive prawie cztery lata pracowała nad prototypem samochodu sportowego. Wielokrotnie przekładana premiera auta odbyła się w końcu w połowie ubiegłego roku. Czy tym razem uda się dotrzymać terminów? Prezes zapewnia, że spółka zrobi wszystko, aby tak się stało. – Stylistyka samochodu jest już prawie gotowa, trwają prace nad konstrukcją podwozia i ramą. Podpisaliśmy też listy intencyjne z fabryką w Polsce, gdzie miałby się odbywać montaż – zaznacza Kuich. Nie ujawnia jej nazwy, zasłaniając się umową o poufności.
Na rozpoczęcie produkcji w Polsce spółka potrzebuje od 4?do 10 mln zł w zależności od tego, ile samochodów będzie rocznie produkować, a także od tego, czy uruchomi montaż trzech modeli w niedługim odstępie czasu. Pieniądze pójdą m.in. na wyszkolenie załogi, przygotowanie procesu produkcji i zakup części do aut.
Prezes Veno podkreśla, że spółka ma środki na inwestycje, bo w ramach listopadowej oferty pozyskała ok. 9,4 mln zł, czyli zamknęła emisję w 100 proc. Tylko że w celach emisyjnych zapisano, że na projekt Arrinery będzie przeznaczone maksymalnie 4 mln zł z tej kwoty. Skąd Arrinera Automotive weźmie pozostałą część, jeśli będzie chciała uruchomić produkcję na większą skalę?