W styczniu produkcja budowlano-montażowa wzrosła o 6,5 proc. rok do roku, gdy ankietowani przez nas ekonomiści spodziewali się kontynuacji spowolnienia po październiku, listopadzie i grudniu ub.r.
Powtórka rekordu?
– To, że rok rozpoczął się od wzrostu, z pewnością jest dobrą wiadomością dla firm budowlanych i ich dostawców, pozwoli im pewniej wejść w realizację planów. 6,5-proc. wzrost jest częściowo efektem niskiej bazy – w styczniu 2019 r. wzrost wyniósł skromne 3,2 proc. – mówi Bartłomiej Sosna, ekspert w firmie analitycznej Spectis. – Wyjątkowo ciepły styczeń wyraźnie podbił dynamikę w budownictwie inżynieryjnym. Z kolei wyraźne wyhamowanie w kubaturówce to bardziej rezultat spowolnienia na rynku komercyjnym niż mieszkaniowym. Wynik styczniowy nie oddaje w pełni bieżącej sytuacji w budownictwie, która nie jest aż tak pozytywna. Nie widzimy większych szans na wzrost rzędu 6,5 proc. w całym roku. Bieżące wskaźniki wyprzedzające nadal wskazują na to, że roczna realna dynamika zmierza w okolice 0 proc., co oznacza utrzymanie przerobów w okolicach rekordowo wysokiego poziomu z 2019 r. – podkreśla. Prowadzony przez Spectis monitoring 2 tys. największych inwestycji wskazuje na bliski początek realizacji wielu kolejnych przedsięwzięć o wartości 1 mld zł lub więcej, w przypadku których 2019 r. upłynął na pracach projektowych i przygotowawczych.
Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, ocenia, że wbrew niektórym opiniom w najbliższym czasie na pewno nie dojdzie do ostrego hamowania rynku budowlanego. – Łagodna zima nie jest jedynym wytłumaczeniem solidnych zwyżek rok do roku. Intensywne prace są realizowane w niemal wszystkich częściach rynku, choć nie ulega wątpliwości, że skala jest nieco mniejsza niż kilka kwartałów temu. Jest to odczuwalne przede wszystkim w obszarze infrastruktury drogowej i inwestycji samorządowych – mówi Kaźmierczak.
Zdaniem eksperta umiarkowane spowolnienie koniunktury jest postrzegane przez duże firmy budowlane pozytywnie, bo przekłada się na wyhamowanie wzrostu cen materiałów, surowców i wynagrodzeń. Bardziej narzekać mogą małe i średnie firmy podwykonawcze, wśród których nasiliła się konkurencja o nowe zlecenia od większych podmiotów.