Z domów i biur maklerskich po I półroczu płynie jasny przekaz: to był jeden z lepszych okresów w historii, a w niektórych przypadkach najlepszy. Zdają się to potwierdzać dane Komisji Nadzoru Finansowego.
Wynika z nich, że w I półroczu domy maklerskie zarobiły na czysto 396,1 mln zł (z tego 159,1 mln zł w II kwartale). I chociaż co do danych publikowanych przez nadzór można mieć zastrzeżenia (nie uwzględniają one wyników biur działających w strukturach banków), to jak podkreślają sami brokerzy, diabeł tkwi w szczegółach niezależnie od tego, jakimi statystykami będziemy się posługiwać.
Przełom czy nie?
Znacząca poprawa wyników branży maklerskiej to przede wszystkim efekt ponadprzeciętnej zmienności, która utrzymuje się na rynku od marca. Sprawiła ona, że obroty giełdowe wyraźnie wzrosły, a na rynku pojawiła się cała masa nowych inwestorów indywidualnych. Z tej perspektywy śmiało można więc mówić o przełomie i wyjściu z długoletniego kryzysu.
Jest jednak i druga strona medalu, którą można zauważyć w wynikach opublikowanych przez KNF. Branża wciąż notuje stratę na działalności podstawowej – czyli m.in. obsłudze zleceń kupna i sprzedaży papierów wartościowych, zarządzaniu portfelami czy doradztwie inwestycyjnym. Strata ta w II kwartale wyniosła niecałe 78 mln zł, a w całym I półroczu 160,1 mln zł.