Historia nie przemawia za silną korektą w USA

Groźba przerwania utrzymującej się od dłuższego czasu dobrej passy na Wall Street spędza sen z powiek inwestorom na świecie. Ostatnie słabe zachowanie WIG20 zdaje się wyrażać przeświadczenie o czarnym scenariuszu w USA. Jednak historyczne zależności wcale nie potwierdzają tych oczekiwań

Aktualizacja: 27.02.2017 02:42 Publikacja: 19.02.2011 00:54

Historia nie przemawia za silną korektą w USA

Foto: GG Parkiet

Ostatni tydzień przyniósł nasilenie zjawiska, z jakim inwestorzy mają do czynienia od kilku miesięcy. Podczas gdy amerykańskie indeksy bez większych trudności kontynuowały bicie rekordów hossy (w czwartek S&P 500 przekroczył poziom 1340 pkt), to na GPW pojawiła się groźba ataku na średnioterminowe poziomy wsparcia (patrz ramka). Główne indeksy warszawskiego parkietu, w ślad za wykazującymi coraz większe objawy słabości rynkami wschodzącymi, zachowują się tak, jakby były coraz bardziej przekonane o nieuchronności i bliskości potężnej korekty spadkowej na Wall Street.

Oczywiście w żaden sposób nie da się wykluczyć, że taka korekta niebawem nadejdzie, ale warto się zastanowić, jak duże szanse takiemu scenariuszowi dają historyczne prawidłowości. Skoro u podstaw analizy technicznej leży założenie, że przeszłość przynajmniej w jakimś stopniu lubi się powtarzać, to być może na tej podstawie będzie można wyrobić sobie pewien pogląd na temat losów rynków akcji w nadchodzących tygodniach i miesiącach.

[srodtytul]Tak uporczywa zwyżka nie zdarza się często[/srodtytul]

Podstawową kwestią, od której trzeba rozpocząć naszą analizę, jest to, że uporczywość zwyżki na Wall Street jest pod pewnymi względami zjawiskiem niezwykle rzadko spotykanym. Sprawdziliśmy, jak często (biorąc pod uwagę okres od początku lat 60. XX wieku) indeks S&P 500 rósł w sposób spełniający dwa warunki. Po pierwsze, w skali 25 tygodni (tyle już trwa obecna fala wzrostowa za oceanem) zwyżka wyniosła minimum 25 proc. (o tyle S&P 500 urósł obecnie). Drugi warunek dotyczy stabilności owej zwyżki – spośród tych 25 tygodni przynajmniej 20 powinno być na plusie.

Okazuje się, że dotąd takich przypadków zdarzyło się zaledwie trzy (kwiecień 1963, wrzesień 1980, marzec 1986). Widać więc, że z takim zjawiskiem mamy obecnie do czynienia po raz pierwszy od 25 lat (znowu mamy w naszej analizie liczbę 25 – to zapewne zbieg okoliczności, choć zwolennicy numerologii mogliby się tu pewnie dopatrywać jakichś zależności).

Skoro mamy do czynienia z tak rzadko spotykanym zjawiskiem, to warto przeanalizować tę kwestię. Okazuje się, że wszystkie trzy wymienione przypadki z przeszłości miały pewne wspólne cechy. Z jednej strony, rozczarowani mogą się poczuć ci inwestorzy, którzy oczekują korekty spadkowej znoszącej większość zwyżek na Wall Street z ostatniego pół roku. W analizowanych przypadkach korekty względem punktu wyjścia (czyli momentu porównywalnego z obecną sytuacją – gdy S&P 500 miał za sobą 25?tygodni stabilnej i silnej zwyżki) wyniosły odpowiednio 1,3, 2,2 oraz 3,3 proc. (co średnio daje 2,3 proc.) w ciągu kolejnych 25 tygodni. Trudno więc mówić tu o dotkliwej przecenie, biorąc pod uwagę, że wcześniejsza zwyżka wyniosła odpowiednio 19,9, 26,5 oraz 30,5 proc. (średnio 25,6 proc.). Te fakty zdają się więc zupełnie zaprzeczać coraz powszechniejszej tezie mówiącej, że po okresie tak uporczywej zwyżki?Wall Street musi wstrząsnąć potężne tąpnięcie.

Analiza sugeruje zresztą, że zwyżka może trwać. W każdym z badanych przypadków po 25?tygodniach fali wzrostowej S&P 500 w kolejnych tygodniach jeszcze poprawiał szczyty. To obserwacja zgodna ze znanym z analizy technicznej przykazaniem „trzymaj się trendu”.

[srodtytul]Tempo wolniejsze[/srodtytul]

Trzeba jednak stwierdzić, że inwestorzy sceptyczni co do możliwości utrzymania tempa zwyżki także mają po swojej stronie mocne argumenty. Chociaż w wymienionych przypadkach S&P 500 miał tendencję do dalszego ustanawiania nowych szczytów, to jednak tempo trendu wzrostowego zaczynało wyraźnie słabnąć. Podczas gdy średnio w pierwszych 25?tygodniach S&P 500 rósł o wspomniane 25,6 proc., to kolejne 25 tygodni przyniosło powiększenie zysków przeciętnie zaledwie o 4,2?proc. Mało imponująca była nawet skala zwyżki w trakcie tego drugiego okresu (czyli biorąc pod uwagę maksymalne poziomy osiągnięte w tym czasie, a nie poziomy na koniec okresu) – średnio wyniosła 7,2 proc.

[srodtytul]Korekty będą, ale małe[/srodtytul]

Analiza podpowiada jednocześnie, że utrata impetu była efektem wzrostu częstotliwości korekt spadkowych. Podczas gdy przeciętnie w pierwszych 25 tygodniach miejsce miała tylko jedna korekta o zasięgu ok. 1 proc., to w kolejnych 25 tygodniach doszło do trzech obsunięć, o sile od 1 do 2,3 proc. (wszystkie te liczby to średnie). Historyczne prawidłowości zdają się zatem podpowiadać, że zamiast drastycznego zjazdu kursów akcji za oceanem bardziej prawdopodobne jest przerodzenie się trendu wzrostowego w boczny. Wydaje się jednocześnie, że taki scenariusz jest obecnie rzadko brany pod uwagę przez analityków, a to może paradoksalnie zwiększać szanse na jego realizację.

Pesymiści mogą jednak wskazać inny argument przemawiający, przynajmniej teoretycznie, za dużą falą realizacji zysków w USA – silne wykupienie rynku. Na wykresie S&P 500 w skali tygodniowej popularny wskaźnik RSI (liczony ze standardowej liczby 14 tygodni) przekroczył właśnie poziom 75 pkt. Historycznie świadczy to o wyjątkowo dużym optymizmie na rynku. Także pod tym względem obecna sytuacja jest wyjątkowa, bo poprzednio tak wysoki odczyt RSI zanotowano jeszcze na początku 2004 r. Pesymiści mogą trafnie argumentować, że wówczas takie wykupienie zaowocowało pełzającą korektą spadkową trwającą ponad pół roku, która skonsumowała prawie 10 proc. wartości S&P 500. A np. silna przecena na wiosnę 2010 r. wystartowała, gdy RSI nawet nie zdążył dotrzeć tak wysoko jak obecnie (sięgnął 72,6 pkt).

[srodtytul]Wykupienie – tutaj także brak pesymizmu[/srodtytul]

Sęk w tym, że jeśli nie ograniczymy się do tych wybranych przykładów, lecz zgromadzimy jak najwięcej takich przypadków w poszukiwaniu jakiegoś wspólnego schematu zachowania S&P 500 po zanotowaniu tak silnego wykupienia, to wnioski przestają być już tak jednoznaczne. Także tutaj okazuje się, że w większości przypadków siła trendu okazuje się większa, niż można by się tego spodziewać. Jak widać na wykresie obrazującym uśrednione zachowanie S&P 500 (na podstawie ośmiu przypadków od początku lat 60., kiedy tygodniowy RSI przekroczył poziom 75 pkt po raz pierwszy od co najmniej roku), indeks na ogół wcale nie chciał spadać. Problemy z kontynuacją zwyżki pojawiały się modelowo dopiero po 13 tygodniach po przekroczeniu przez RSI poziomu 75 pkt. W międzyczasie zwyżka podnosiła wartość S&P 500 jeszcze o kolejne 6,5 proc. Oczywiście zdarzały się od takiego modelu spore odchylenia, ale nawet w najgorszym razie w ciągu kolejnego pół roku po zanotowaniu silnego wykupienia S&P 500 spadał maksymalnie tylko o 4 proc. względem punktu wyjścia.

Oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że prawidłowości z przeszłości sprawdzą się i tym razem. Powyższe wnioski to jedynie jeden z elementów oceny sytuacji, a nie pełna analiza kondycji rynków akcji.

[ramka]Na wykresie zestawiliśmy zwyżkę S&P 500 w ostatnich 25 tygodniach (od końca sierpnia 2010 r.) z podobnymi falami wzrostowymi w przeszłości (kryterium doboru była zwyżka przynajmniej o 25 proc. oraz minimum 20 tygodni na plusie podczas 25 tygodni). Zmiany w tych historycznych przypadkach uśredniliśmy, by pokazać, co sugeruje historia na temat dalszych losów cen akcji na Wall Street. Jak widać, teoretycznie trend wzrostowy nie powinien się załamać, choć zapewne wyraźnie wyhamuje.

Za tym, że perspektywy niekoniecznie malują się w czarnych barwach, przemawia także drugi, alternatywny sposób analizy. Tym razem posłużyliśmy się popularnym wskaźnikiem technicznym RSI (z 14 tygodni). Przedstawiliśmy uśrednione zachowanie S&P 500 w przeszłości, w tych wypadkach, kiedy RSI – podobnie jak obecnie – przekroczył poziom 75 pkt. Wbrew nasuwającym się w pierwszej chwili wnioskom wykupienie sygnalizowane przez RSI zazwyczaj nie zatrzymywało trendu wzrostowego.[/ramka]

[ramka]

[b]Analiza techniczna – nadal powyżej poziomu wsparcia[/b]

Podczas gdy co do Wall Street zastanawiać się można, jak długo jeszcze będzie trwała uporczywa fala wzrostowa, to na naszej rodzimej giełdzie sytuacja jest zupełnie inna. Czwartkowy spadek o 1,7 proc. – silny jak na ostatnią niską zmienność notowań – sprowadził WIG20 poniżej dołka kilkudniowej przeceny z początku stycznia (2658 pkt). Tym samym dla zwolenników analizy technicznej zapaliła się lampka ostrzegawcza. Pojawił się pierwszy sygnał każący rozważać zakończenie trwającej od listopada 2010 r. konsolidacji w sposób niekorzystny dla posiadaczy akcji, czyli poprzez wybicie w dół. Na szczęście barierą dla dalszej wyprzedaży jest na razie jeszcze jedna ważna strefa wsparcia, wyznaczona przez trzy poziomy: dołek z końca listopada 2010 r. (2611,6 pkt), szczyt z kwietnia 2010 r. (2604,8 pkt) poprzedzający najgłębszą dotąd korektę hossy, oraz okrągły poziom 2600 pkt. Dopiero przebicie tej bariery upoważniałoby do stwierdzenia, że trwający od trzech miesięcy trend boczny przeradza się w spadkowy. Przed snuciem czarnych scenariuszy przestrzega sytuacja na wykresach indeksów średnich i małych spółek, które ciągle są około szczytów hossy. [/ramka]

Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?
Analizy rynkowe
Czy należy robić odwrotnie niż radzi Jim Cramer?