Nawet najwięksi krytycy muszą jednak jedno Orbanowi przyznać: jego oszczędności dotykają w dużej mierze ludzi władzy, o czym świadczą m.in. cięcia zarobków najwyższych państwowych urzędników i projekt konstytucji przewidujący m.in. zmniejszenie liczby deputowanych w parlamencie.
[srodtytul]Litwa, Łotwa, Estonia [/srodtytul]
[b]Ostre reformy fiskalne zaczynają przynosić efekty. Rosyjskie zagrożenie tłumi społeczne niepokoje[/b]
Państwa bałtyckie stanowią przypadek szczególny na mapie Europy. Mimo bardzo ciężkiego kryzysu zdecydowały się na ostre zaciskanie pasa i zaczynają już na tym korzystać. Estonia ma najzdrowsze finanse publiczne w całej Unii Europejskiej – zeszły rok zakończyła niewielką nadwyżką w budżecie, ten rok zakończy zapewne ze śladowym deficytem finansów publicznych. Jej dług publiczny to około 6 proc.PKB. Estonia została za to „nagrodzona” wejściem do strefy euro z początkiem 2011 r.
Nieco inaczej sytuacja przedstawia się w przypadku Łotwy i Litwy. Pierwsze z tych państw, według prognoz Komisji Europejskiej, zetnie deficyt finansów publicznych z 7,7 proc. PKB w 2010 r. do 4,5 proc. PKB w 2011 r. (przy długu publicznym wynoszącym 48,2 proc. PKB). Litwa zaś zmniejszy w tym czasie deficyt z 7,1 do 5,5 proc. PKB (dług publiczny wyniesie w 2011 r. 40,7 proc. PKB). Kondycja ich finansów publicznych nie wygląda specjalnie rewelacyjnie w porównaniu np. z Czechami, ale nie jest też najgorsza. Kraje te większą część pracy wykonanej przy konsolidacji finansów publicznych mają już zresztą za sobą. Łotewski rząd przeforsował od końca 2008 r. oszczędności fiskalne warte 16 proc. PKB, litewski – warte 12 proc., a estoński – stanowiące 9 proc. PKB. Pasa zaciskano tam mocniej niż w Grecji czy w Hiszpanii. A mimo to rządy przeprowadzające te drastyczne cięcia nie zostały ukarane przez wyborców. W krajach bałtyckich nie doszło z powodu cięć do strajków generalnych, zamieszek i aktów skrajnie lewicowego terroryzmu. (Nie licząc krótkich zamieszek w Rydze i Wilnie w 2009 r.). Powody tej zadziwiającej dyscypliny społecznej wśród Bałtów są głównie geopolityczne. Destabilizacja państwa w greckim stylu mogłaby bowiem sprowokować agresywną reakcję Rosji lub przynieść władzę finansowanym przez Kreml oligarchom.
Wszystko więc wskazuje na to, że Litwa i Łotwa będą w następnych latach kontynuowały politykę budżetowych oszczędności. – Nasz cel się nie zmienia. Chcemy mieć finanse publiczne w dobrym stanie i euro jako walutę w 2014 r. – deklaruje Andrius Kubilius, premier Litwy.
[srodtytul]Rumunia i Bułgaria [/srodtytul]
[b]Niedocenieni prymusi reform (przeprowadzanych kosztem społeczeństwa)[/b]
– Naszym priorytetem jest konsolidacja fiskalna. Później zobaczymy, jak pobudzić wzrost gospodarczy – powtarza liberalny prezydent Rumunii Traian Basescu.
Jego kraj znalazł się w czasie kryzysu w dosyć niewesołej sytuacji. Musiał skorzystać w 2009 r. z 20 mld euro kredytu z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Jednym z warunków otrzymania pomocy było wdrożenie drastycznych cięć fiskalnych. Liberalny rząd Emila Boca obniżył więc płace w budżetówce o 25 proc., a wiele zasiłków ściął o 15 proc. Trybunał Konstytucyjny co prawda zabronił mu redukować emerytury, ale rząd za pomocą kruczków prawnych znalazł sposób na faktyczne ich zmniejszenie. Ponadto podstawowa stawka VAT została podniesiona z 19 do 24 proc. Mimo tak drastycznych oszczędności kraj może liczyć w tym roku (według rządowych prognoz) na 1,5 proc. wzrostu gospodarczego. Przez Rumunię co jakiś czas przetaczają się protesty niezadowolonych pracowników budżetówki, a wahadło wyborcze przechyla się w stronę opozycyjnych socjalistów, ale rząd i prezydent są zdecydowani kontynuować konsolidację fiskalną. Basescu chce znaleźć oszczędności, m.in. przeprowadzając reformę samorządu terytorialnego czy zmniejszając zatrudnienie w administracji publicznej. Zamierza też wprowadzić do konstytucji limit długu publicznego.
Na razie kondycja finansów publicznych Rumunii jest lepsza niż Polski. Według prognoz Komisji Europejskiej rządowi uda się ściąć deficyt finansów publicznych z 6,4 proc. PKB w 2010 r. do 4,7 proc. PKB w 2011 r., ale dług publiczny wzrośnie w tym czasie z 30,8 do 33,7 proc. PKB.
Bardzo poważnie do konsolidacji fiskalnej podchodzi również bułgarski centroprawicowy rząd Bojko Borysowa. Jego minister finansów Symenon Djankow skupił się niemal wyłącznie na cięciach fiskalnych, pozostawiając stawki podatków PIT oraz CIT na najniższym poziomie w Unii Europejskiej wynoszącym 10 proc. (główna stawka VAT to 20 proc.). Poprawianie kondycji budżetu odbywa się m.in. dzięki zamrożeniu płac w budżetówce oraz zwiększeniu efektywności ściągania podatków. Bułgarskie społeczeństwo jest najbiedniejsze w UE, więc taka polityka pogrąża notowania rządu. Sprawia jednak, że Bułgaria należy do garstki państw Europy mających „porządek w finansach”. Jej deficyt finansów publicznych wyniósł w zeszłym roku zaledwie 3,2 proc. PKB i okazał się mniejszy od rządowych prognoz. W 2011 r. ma zostać ścięty do 2,7 proc. PKB. Dług publiczny Bułgarii ma wynieść zaledwie 18 proc. PKB. Paradoksem jest to, że kraj o tak zdrowych finansach publicznych ma bardzo niskie ratingi: BBB- u Fitcha, BBB w S&P, Baa3 w Moody’s.
[srodtytul]Słowenia [/srodtytul]
[b]Niepokój o spadek zostawiony przyszłym pokoleniom[/b]
– Obecnie sytuacja Słowenii nie jest porównywalna z położeniem Grecji, Irlandii oraz Portugalii. Mamy jednak świadomość, że jeśli dotychczasowe tendencje się utrzymają, będziemy tylko o włos od krytycznej sytuacji, a Słowenia może się stać kolejnym państwem strefy euro dotkniętym kryzysem – ostrzegł w maju Marko Kranjec, prezes słoweńskiego banku centralnego. Jego wypowiedź zaszokowała analityków, ale na szczęście pozostała niemal niezauważona przez rynki.
– Komentarz szefa słoweńskiego banku centralnego był całkowicie nie na miejscu. Słowenia nie ma nawet w małej części podobnych problemów jak Grecja – twierdzi Neil Shearing, ekonomista z Capital Economics.
Istotnie, Słowenia ma finanse publiczne w dużo lepszym stanie niż większość państw strefy euro, a także lepszym niż Polska. Dług publiczny tej bałkańskiej republiki wyniósł w zeszłym roku 38 proc. PKB, a deficyt finansów publicznych 5,6 proc. PKB. W tym roku, według prognoz Komisji Europejskiej, wzrosną one odpowiednio do 42,8 proc. PKB oraz do 5,8 proc. PKB.
Czemu więc osoba zajmująca arcypoważne stanowisko szefa banku centralnego odmalowuje sytuację w tak czarnych barwach? Jego słowa padły przed referendum w sprawie reformy emerytalnej. W trakcie tego plebiscytu, przeprowadzonego na początku czerwca, Słoweńcy odrzucili rządową propozycję podniesienia wieku emerytalnego ze średnio 60 do 65 lat. Dwumilionowa Słowenia rocznie wydaje 1,3 mld euro na dofinansowanie systemu emerytalnego – a suma ta rośnie z każdym rokiem, zatem fiasko reformy w długim terminie uderza w stabilność finansów publicznych. Słowa Kranjeca mogą więc się sprawdzić w bardzo długiej perspektywie czasowej. Dowodzą one również, że decydenci z naszego regionu coraz poważniej traktują kwestię dyscypliny fiskalnej. Paradoksalnie mogłaby się od nich uczyć Europa Zachodnia... [/ramka]
[email protected]