P.K.: Warto również zauważyć, że zwykle jako największą korzyść z HFT podaje się wzrost obrotów na giełdzie. Ale według mnie, to nie są nowe obroty. Ci, którzy tę praktykę stosują, i tak byliby na rynku obecni. Na domiar złego, duża część zleceń, które firmy HFT składają, jest wycofywanych przed realizacją. Generują więc tylko szum na rynku, a nie obroty.
Jak duży jest udział HFT w obrotach na giełdach CEESEG?
M.B.: Nie jest bardzo duży. Ale dokładnie tego nie wiemy, bo musimy polegać na tym, co raportują nam uczestnicy rynku. Szacujemy, że udział HFT w handlu sięga około 10 proc. Mówimy tu o Wiedniu.
Operatorzy giełdowy chętnie wprowadzają do obrotu rozmaite instrumenty pochodne, produkty strukturyzowane itd. Z kolei na platformach foreksowych inwestorzy mogą handlować kontraktami CFD na akcje, zamiast bezpośrednio akcjami. Czy nie mają Panowie obaw, że powstaje coraz większa piramida instrumentów nadbudowana na kurczącym się fundamencie rynku kasowego?
P.K.: Operatorzy giełdowi muszą dywersyfikować swoją działalność, stąd chętnie sięgają po derywaty i nowe klasy aktywów. My też to robimy. Wprowadzamy na przykład do obrotu produkty strukturyzowane i jednostki ETF-ów. Są dla nas atrakcyjne, bo z jednej strony opierają się na publikowanych przez nas indeksach, za co ich oferenci muszą płacić, a z drugiej transakcje są zawierane na naszych giełdach. Dodatkowo, emitenci tych produktów muszą się zabezpieczać na rynku kasowym. Ostatecznie więc takie instrumenty zwiększają też ruch na rynku bazowym.
Zaletą derywatów jest też to, że to operator giełdowy może wprowadzić nowy produkt sam, nie musi czekać na debiuty spółek. Ale jeśli chodzi o derywaty powiązane z akcjami czy indeksami akcji, widać tendencję do koncentracji obrotów na największych rynkach.
Czy giełdy CEESEG odczuwają skutki uboczne luźnej polityki pieniężnej, która zachęca spółki raczej do emisji obligacji, niż akcji?
M.B.: To zjawisko jest wyraźne, ale nie jest dla nas bardzo niepokojące. W zasadzie w szybkim rozwoju rynku obligacji korporacyjnych dostrzegamy jedną z naszych szans. Staramy się na przykład przyciągać zagranicznych emitentów obligacji – głównie do Wiednia, ponieważ Austria przynależy do eurolandu, a w tej sferze konkurujemy głównie z Luksemburgiem. Poza tym, emisja obligacji, choć teoretycznie jest alternatywą dla emisji akcji, często okazuje się dla spółek tylko pierwszym krokiem na rynku kapitałowym. W dalszej kolejności spółki mogą więc zainteresować się rynkiem akcji.
Jak na giełdę węgierską, należącą do Państwa grupy, wpłynęła nacjonalizacja funduszy emerytalnych? Pytam o to w kontekście planów polskiego rządu, aby ograniczyć rolę OFE.
M.B.: Szacuje się, że spadek obrotów na Węgrzech sięgnął 15-20 proc. Ale tak naprawdę to trudno ocenić, bo oprócz bezpośredniego wpływu nacjonalizacji funduszy na giełdę, był też wpływ pośredni. Zagraniczni inwestorzy, którzy planowali zainwestować na Węgrzech, mogli na przykład pomyśleć, że po tym ruchu węgierskiego rządu tamtejszy rynek stanie się mniej płynny, więc nie warto się nim interesować.