W ciągu sześciu miesięcy bieżącego roku produkcja budowlano-montażowa w Polsce wzrosła 6,6 proc. wobec 23,7-proc. zwyżki w analogicznym okresie ubiegłego roku. W samym czerwcu była niższa o 0,7 proc. i był to pierwszy spadek zanotowany od lutego 2017 r. W latach 2017–2018 produkcja budowlano-montażowa urosła o odpowiednio 12,1 i 17,9 proc., jednak była to klęska urodzaju – inwestycyjny boom we wszystkich rodzajach budownictwa napędził koszty, które zaczęły pożerać marże na nieobjętych waloryzacją kontraktach. Sytuacja uderzyła szczególnie w wykonawców inwestycji dla publicznych zamawiających, ale i zlecenia od prywatnych inwestorów były trudne do renegocjowania.
Czy obserwowane w tym roku schłodzenie paradoksalnie przełoży się na poprawę sytuacji przedsiębiorstw?
Za chwilę druga fala
Bartłomiej Sosna, ekspert rynku budowlanego z firmy Spectis, przyznaje, że spodziewał się spadku produkcji budowlano-montażowej w czerwcu. – To dlatego, że już od pierwszego tygodnia lipca docierały do nas sygnały o słabej sprzedaży przez producentów materiałów budowlanych. Niektóre firmy twierdzą wręcz, że czerwiec zjadł im całą górkę wypracowaną ponad plan od stycznia do maja – mówi Sosna. – Oczywiście, słabszy wynik w czerwcu to częściowo efekt upałów i mniejszej liczby dni roboczych, ale obserwowane spowolnienie ma także podłoże koniunkturalne. Od wielu miesięcy obserwujemy pogorszenie się wielu kluczowych wskaźników wyprzedzających – podkreśla.
Ekspert wskazuje, że deweloperzy już od II kwartału zeszłego roku raportowali dwucyfrowe spadki sprzedaży mieszkań. Spowolnienie zaczyna być także odczuwalne w budownictwie niemieszkaniowym. Dodatkowo, praktycznie tuż po zakończeniu ubiegłorocznych wyborów samorządowych, rynek zamówień publicznych znacząco wyhamował, a po I połowie bieżącego roku nadal zauważalny jest około 30-proc. spadek liczby nowych przetargów na roboty budowlane.
– Co więcej, w II kwartale GDDKiA zerwała kontrakty na ponad 150 km dróg ekspresowych i autostrad, a długość tras w budowie na koniec czerwca malała już o 15 proc. rok do roku. Wszystkie te wskaźniki wyprzedzające zaczynają się właśnie przekładać na realne przeroby budowlane – mówi Sosna. – Warto przypomnieć, że przez ostatnie dwa lata koniunkturę w budownictwie napędzały po równo wszystkie trzy silniki: budownictwo mieszkaniowe, niemieszkaniowe i inżynieryjne. O ile dotychczas była to silna strona budownictwa, o tyle obecnie jest to dla branży istotne zagrożenie. Wyniki wszystkich trzech segmentów są mocno wyśrubowane, tym samym baza porównawcza jest bardzo wysoka. Zatem nawet niewielkie spowolnienie może mieć poważny wpływ na dynamiki rynku. Oczywiście, z uwagi na długość trwania procesu inwestycyjnego (średnio to dwa, trzy lata) znacząca korekta nie nastąpi z dnia na dzień. Faktem jest jednak, że budownictwo najwyższe wzrosty w tym cyklu koniunkturalnym ma już za sobą – konkluduje.