Choć jeszcze tydzień temu ceny ropy Brent ustanawiały nowe maksimum, to wystarczyły trzy sesje, by znalazły się w korekcie rozumianej jako spadek o co najmniej 10 proc. od szczytu. W ubiegły wtorek pierwszy raz od 2012 r. – jeśli nie liczyć apogeum paniki po rosyjskiej inwazji na Ukrainę – za baryłkę surowca chwilowo płacono powyżej 125 dol.
Jednak ropy nie ominęła wyprzedaż, jaka przetoczyła się przez globalne rynki za sprawą przyspieszenia zaostrzania polityki przez banki centralne. Tylko w piątek jej ceny zniżkowały o 5,6 proc., co oznaczało największy spadek od ponad miesiąca. Jak zauważa Ole Hansen z Saxo Banku, szczególnie istotna była podwyżka stóp o 75 pkt baz. w USA.
„To było mocne posunięcie. Ono zwiększyło ryzyko, że działania banków negatywnie przełożą się na światowy wzrost gospodarczy, a więc także na popyt na surowce" – zauważa strateg surowcowy duńskiej instytucji.
Fed zaszkodził ropie
Wyprzedaż zapoczątkował podany 10 czerwca odczyt inflacji w USA za maj, która okazała się najwyższa od 40 lat. Ostro zareagował nie tylko Fed – o podwyżkach stóp zdecydowały także banki Szwajcarii i Anglii. Szef władz monetarnych USA Jerome Powell po raz pierwszy poparł zdecydowane podwyżki stóp, a w piątek ocenił, że celem Fedu jest zbicie inflacji do 2 proc.