W ocenie wielu specjalistów jej przyjęcie miałoby m.in. negatywne konsekwencje dla poszukiwań gazu z łupków. Do głosowania jednak nie doszło. Parlament Europejski przesunął je na październik.
Kontrowersyjna dyrektywa zawiera m.in. zapis o konieczności wykonania pełnej oceny oddziaływania na środowisko w przypadku prowadzenia prac poszukiwawczych dotyczących gazu występującego w skałach łupkowych. – To znacznie podwyższyłoby koszty poszukiwań i skutkować mogłoby ich nieopłacalnością, a na pewno drastycznym obniżeniem atrakcyjności unijnego rynku wydobywczego w porównaniu np. z amerykańskim czy też z tym, który rozwija się blisko granicy UE na Ukrainie. Takie zapisy dyrektywy nie są uzasadnione także z punktu widzenia ewentualnych zagrożeń środowiskowych, bowiem z fazą poszukiwawczą łączy się dużo mniejsze ryzyko niż z fazą wydobywczą, kiedy gaz produkuje się na skalę przemysłową – twierdzi Izabela Albrycht, prezes Instytutu Kościuszki.
Uważa, że jeśli Parlament Europejski zwiększy restrykcje, to tym samym skaże Stary Kontynent na import drogich surowców energetycznych, a co za tym idzie na wzrost cen energii elektrycznej.
Negatywnie o nowej dyrektywie wypowiadają się też politycy. – Dziś widać, że do posłów dociera krytyczny charakter tych restrykcyjnych przepisów nie tylko dla branży wydobywczej, ale także dla budowy dróg czy deweloperów. Zbudowaliśmy duży obóz oporu. Wykorzystamy ten czas na budowanie lepszego kompromisu – zapowiada Konrad Szymański, europoseł PiS.
Konieczność wykonania pełnej oceny oddziaływania na środowisko w przypadku prac poszukiwawczych mogłaby mieć szczególnie negatywny wpływ na działalność Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Spółka posiada 16 łupkowych koncesji, czyli najwięcej wśród firm, którym wydał je resort środowiska. Co więcej, giełdowa grupa obecnie deklaruje wykonanie w skałach łupkowych 10 otworów obligatoryjnych oraz 84 opcyjnych.