Jak po tych prawie czterech latach zawirowań ocenia pan perspektywy rynku nieruchomości komercyjnych w Europie – z naciskiem na Polskę?
Rynek nieruchomości w Europie i samej Polsce zmienił się diametralnie – podano w wątpliwość wcześniejsze strategie inwestorskie, co doprowadziło do przewartościowania priorytetów oraz nowej oceny inwestycji w ramach portfeli nieruchomości. Inwestowanie na tym rynku podlega oddziaływaniu wielu czynników kształtujących wartość i popyt. Obecnie niepewność wśród inwestorów w Polsce wywoływana jest przez kilka czynników. Po pierwsze, wartości rynkowe. Inwestorzy nie chcą kupować, jeśli nie mają pewności co do ceny, po której będą mogli odsprzedać daną nieruchomość na obecnym rynku. Teraz bardzo trudno o taką pewność, ponieważ rentowność jest zmienna i nie ma wielu porównywalnych transakcji, na których można się oprzeć w procesie decyzyjnym.
Po drugie, wysokie stopy procentowe i oprocentowanie pożyczek. Banki nadal udzielają kredytów na projekty realizowane na rynku nieruchomości, ale warunki kredytowania są wymagające, a skłonność do podejmowania ryzyka – mniejsza.
Po trzecie, zmienne koszty budowy. One są znowu konkurencyjne, choć ich wysokość wydaje się ciągle zmieniać. Terminowość okazuje się dziś mniejszym problemem niż dwa lata temu. Do tego koszty gruntów utrzymują się na wysokim poziomie, a nawet – jak na ironię – wzrosły.
Kolejny czynnik to wymogi ESG i ukryte koszty. Inwestorzy będą się uważnie przyglądać normom i specyfikacjom, aby uniknąć wysokich kosztów dostosowania budynków do nowych wymogów w momencie, gdy takowe się pojawią.
Wyzwaniem jest też niepewność geopolityczna. Inwestorzy najrzadziej mówią o tej niepewności w kategoriach ryzyka, częściej uznają ją za kwestię, o której należy pamiętać, albo za źródło obaw.