Jeśli nie liczyć reakcji na uchwaloną przez Sejm w przedwyborczym pośpiechu ustawę o przewalutowaniu kredytów frankowych, to w ostatnich tygodniach koniunktura na warszawskim parkiecie zaczęła się radykalnie poprawiać. Oznaki przełomu trudniej dostrzec w przypadku WIG20, którego losy są ściśle uzależnione zarówno od „radosnej twórczości" rodzimych polityków (miejmy nadzieję, że najbardziej kosztowne pomysły zostały już ogłoszone), jak i zmiennej kondycji rynków wschodzących. Za to indeksy małych i średnich spółek wystrzeliły w górę. Na nowo zaczęło się też pojawiać sporo nowych 52-tygodniowych maksimów notowań.
Będą wzrosty?
Pojawia się zasadnicze pytanie: czy ta poprawa to jedynie odreagowanie wcześniejszej, majowo-czerwcowej słabości czy raczej powrót do cyklu wzrostowego? W celu odpowiedzi na to pytanie sięgnijmy do zestawu sprawdzonych wskaźników pokazujących, w którym miejscu cyklu jesteśmy.
Zacznijmy od naszego autorskiego narzędzia – odsetka spółek notowanych wyżej niż rok wcześniej. Lipiec wskaźnik ten zakończył na poziomie 56 proc., natomiast pozwalająca wygładzić jego chwilowe wahania średnia półroczna zawędrowała do 50 proc. – to pułap najwyższy od dziewięciu miesięcy.
Rzut oka na wykres pozwala łatwo zidentyfikować obecną lokalizację w ramach długoterminowego cyklu. Od wiosennego przełomu jesteśmy we wzrostowej fazie tego cyklu, a wspomniana korekta spadkowa nie zmieniła tego faktu. Jak długo ta faza może jeszcze potrwać? Tu z pomocą przychodzi analiza historycznych szczytów. Okazuje się, że cykle wzrostowe końca dobiegały najwcześniej po osiągnięciu pułapu 66 proc. (jeśli chodzi o wersję wygładzoną za pomocą półrocznej średniej). Potencjalnie jest więc jeszcze przestrzeń do wzrostu z obecnych 50 proc. (połowa spółek na plusie rok do roku). A przecież niektóre cykle kończyły się jeszcze wyżej, kiedy wskaźnik był blisko górnej granicy (czyli zarabiało się praktycznie na wszystkim), choć trudno zakładać, by w obecnych burzliwych czasach powtórzyła się taka euforyczna sytuacja.
Powyżej cyklicznego dołka
Do tego dołóżmy kolejny nasz autorski wskaźnik, który na powtarzający się cykl pozwala spojrzeć w nieco inny sposób. Mowa o wskaźniku pokazującym, ile tygodni w ciągu roku indeks małych spółek (który zachowuje się w sposób dużo bardziej cykliczny niż np. WIG20 czy WIG) zakończył na plusie. Nie jest tu ważna skala wzrostu, a jedynie to, czy w danym tygodniu był jakikolwiek wzrost.