W ujęciu zagregowanym zysk na akcję spółek notowanych w indeksie S&P 500 powiększył się o 5,8 proc. rok do roku. Był to wyraźnie lepszy wynik od oczekiwań stawianych przez analityków na początku października. Od tego czasu indeks S&P 500 wzrósł o ok. 5 proc., ustanawiając nowy rekord wszech czasów powyżej psychologicznej bariery 6000 pkt.
„Wymagające” wyceny na Wall Street nie zniechęcają jednak banków inwestycyjnych do rewizji w górę prognoz dla S&P 500 na 2025 r. Jest to o tyle ciekawe, że w poprzednich latach te same banki inwestycyjne dały poznać się w tym zakresie raczej jako bardzo konserwatywne.
W listopadzie analitycy Goldmana Sachsa oraz JP Morgana ogłosili, że docelowy poziom S&P 500 w horyzoncie kolejnych 12 miesięcy znajduje się w okolicach 6500 pkt. Uczyniono to pomimo faktu, że wskaźnik ceny do prognozowanego zysku w przypadku tego indeksu wynosi 22 i jest ponad 20 proc. wyższy od średniej z ostatniej dekady.
Ostatnich rewizji w górę prognoz dla S&P 500 trudno nie łączyć z listopadowymi wyborami prezydenckimi. W ankiecie sporządzonej przez Bank of America tuż po ogłoszeniu wyników wyborów, zarządzający funduszami z dużą przewagą wskazali akcje amerykańskie jako klasę aktywów, która wygeneruje w kolejnym roku najwyższą stopę zwrotu. Trzeba przyznać, że niższy podatek CIT czy protekcjonistyczna polityka handlowa to czynniki, które mogą umacniać pozycję akcji amerykańskich, a w szczególności małych i średnich spółek.
Zgodnie z prognozami FactSetu zagregowany zysk na akcję spółek notowanych w indeksie S&P 500 wzrośnie o ok. 15 proc. w 2025 r. (vs 9 proc. w 2024 r.). Patrząc na te liczby, można wyciągnąć dwa podstawowe wnioski. Po pierwsze, przy takich prognozach wyników popularne jeszcze do niedawna scenariusze zakładające rychłe nadejście recesji w USA trzeba odłożyć na boczną półkę. Po drugie, wspomniane prognozy w dużej mierze uzasadniają tegoroczny wzrost indeksu.