Głównym pretekstem do tego okazało się środowe posiedzenie amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Co prawda Fed właściwie nie zaskoczył, ani jeśli chodzi o wielkość listopadowej podwyżki stóp (kolejne 75 punktów bazowych), ani też o zasygnalizowanie, że grudniowa podwyżka będzie już mniejsza, ale rynki poczuły się najwyraźniej rozczarowane podtrzymaniem mocno „jastrzębiej” retoryki przez szefa banku centralnego Jerome’a Powella, który po raz kolejny wykluczył szybkie zatrzymanie cyklu zacieśniania.
Determinacja Fedu bardzo wysoko stawia poprzeczkę dla prób ewentualnej gołębiej interpretacji piątkowych comiesięcznych danych z amerykańskiego rynku pracy, które przyniosą być może jakieś sygnały „zmiękczenia” (softening) takie jak prognozowane drgnięcie w górę stopy bezrobocia do 3,6 proc. Drugą obowiązkową pozycją dla inwestorów będą zaplanowane na 10 listopada dane o październikowej inflacji CPI. Na razie jednak inflacja pozostaje za wysoka, a bezrobocie za niskie, by Fed mógł łatwo wycofać się z jastrzębiej polityki.
Zacieśnianie monetarne, na które składają się najszybsza od lat seria podwyżek stóp oraz rekordowe tempo redukcji bilansu Fedu, samo w sobie nie tłumaczy jednak w pełni tegorocznej bessy na Wall Street, skoro historycznie zdarzało się, że serie podwyżek stóp wcale nie wykolejały hossy (takie konsensusowe podejście panowało zresztą rok temu). Paradoks polega na tym, że tak agresywne zacieśnianie nietypowo towarzyszy schładzaniu dynamiki wzrostu gospodarczego, nawet jeśli nie widać tego jeszcze w danych z rynku pracy. Świadczy o tym chociażby październikowy odczyt bacznie obserwowanego przez nas przemysłowego barometru ISM Manufacturing PMI, który okazał się najniższy od 29 miesięcy i jest już na skraju recesji (50,2 pkt). Jednocześnie jastrzębia determinacja Fedu każe się liczyć ze scenariuszem, w którym ISM zawędruje w ostatecznym rozrachunku dużo niżej. O tym połączeniu „zacieśniania ze spowalnianiem” piszemy konsekwentnie od miesięcy.
W tle zaczynamy obserwować postępujące cięcie prognoz zysków amerykańskich korporacji. Cięcia dotyczą tego roku, a przede wszystkim przyszłego. Skala tych rewizji jest jednak ciągle dość ograniczona z historycznego punktu widzenia. Prognozowany zysk na akcję na kolejne 12 miesięcy w przypadku S&P 500 od szczytu obniżył się raptem o 3 proc., podczas gdy w trakcie recesji z prawdziwego zdarzenia spadek wynosił od 10 do przeszło 40 proc. Zakładać można zatem dalsze postępujące cięcia prognoz zysków.
Trzeba przyznać, że w takim otoczeniu ostatnie odreagowanie na rynkach akcji – w przypadku GPW nawet nieco bardziej okazałe niż na Wall Street – to nie lada wyczyn giełdowych byków. Rodzimy WIG po rajdzie z ok. 45 000 pkt w okolicę 51 000 pkt znalazł się w pobliżu pierwszej poważniejszej strefy oporu w przedziale ok. 51 600–52 100 pkt. Zobaczymy, czy bykom starczy determinacji do sforsowania tej bariery.