Start i wznoszenie się wymagały wielkiej ostrożności – pilot nie podrywał maszyny przez długi czas (poprzedni cykl zacieśniania był między 2004 a 2007 r.). A strach o perspektywy Chin opóźnił lot (zamiast we wrześniu 2015 r. pierwszy ruch Fed wykonał dopiero w grudniu). Gdy w końcu osiągnięto wysokość przelotową, a za sterami usiadł Jerome Powell, można było włączyć tryb autopilota.
Warunki ewidentnie sprzyjały – amerykańska gospodarka nie doświadczyła większych turbulencji. Ożywienie nadal jest silne i trwałe, rynek pracy rozgrzany, a wskaźniki nastrojów konsumenckich oraz biznesu utrzymują się blisko cyklicznych maksimów. Podczas każdego przelotu nadchodzi jednak moment, gdy trzeba zacząć myśleć o lądowaniu i przejść na ręczne sterowanie. W amerykańskiej polityce monetarnej ten moment właśnie następuje. Za sygnał konieczności zapięcia pasów rynek przyjął listopadowe wypowiedzi prezesa Powella i wiceprezesa Claridy sugerujące, że koszt pieniądza lada moment osiągnie pułap neutralnej stopy procentowej. Bliskość końca cyklu oznacza porzucenie autopilota i większą zależność decyzji od bieżących informacji.
Na globalnych rynkach dominuje niepewność dotycząca perspektyw indeksów, surowców energetycznych i rynków obligacji korporacyjnych. Aktualne pozostają pytania o przyszłe tempo wzrostu Chin, kształt brexitu, wpływ włoskiej polityki na zamierzenia EBC. W tym trudnym otoczeniu zmianę komunikacji ze strony Fedu odebrano jako zaproszenie do kontestowania projekcji FOMC zakładających jeszcze pięć podwyżek w cyklu (uwzględniając przesądzone podniesienie stóp w grudniu). Zmiana nastawienia Fedu wymusza zmianę podejścia rynku, który nie będzie skory z dużym wyprzedzeniem wyceniać kolejnych ruchów, niezależnie od tego, ile ostatecznie ich będzie (naszym zdaniem zapewne trzy).
Wiodącą tendencją w 2018 r. był wzrost rentowności długu USA. Na zmianę napędzały go poluzowanie fiskalne, zacieśnianie monetarne, drożejące surowce podnoszące oczekiwania inflacyjne i sytuacja makro. Po listopadowych wyborach nie można liczyć na pierwszy czynnik, ceny energii tąpnęły, a dynamika PKB niechybnie spowolni. Jeśli dodamy do tego zmianę strategii Fedu i rynkowe turbulencje, musi to oznaczać wyhamowanie wyprzedaży obligacji. Przede wszystkim otwiera to drogę do wzrostu cen metali szlachetnych, które pod wpływem wystrzału dochodowości obligacji USA i siły dolara zostały głęboko przecenione. ¶
Bartosz Sawicki