Z punktu widzenia inwestorów zmiany na scenie aktorów w teatrze mocarstw uwikłanych w wieczną walkę o supremację nie są tak istotne, jak może się zdawać. Zmienia się prezydent i administracja, ale wyborcze zwycięstwo szybko może okazać się pyrrusowym. Amerykański dług sięga 120 proc. PKB (dane za Fed St. Louis na koniec marca), a nominalnie zbliża się do 36 bln dol. Jego obsługa kosztowała 1,12 bln dol. w skali roku (dane na koniec września za Fed St. Louis). Wydatki rządowe sięgnęły 6,8 bln dol. w zakończonym już roku podatkowym, a deficyt 1,8 bln dol. Koszty obsługi zadłużenia zjadły więc 22,4 proc. przychodów podatkowych. Dane Senatu wskazują, że obsługa długu kosztowała mniej, bo 950 mld dol., ale to wciąż 19 proc. przychodów podatkowych. Prezydent musiałby być magikiem, żeby zmienić te liczby czy choćby ich trajektorię.
Wzrost rentowności
Na wyniki wyborów rynek zareagował wzrostem rentowności, można nawet mówić o ich skoku, ale wygląda on jednocześnie na ostatni akord trendu, który rozwijał się od dnia decyzji Fedu o obniżeniu stóp. Inwestorzy dyskontowali wygraną Donalda Trumpa ze znacznym wyprzedzeniem. Rentowność dziesięciolatek od połowy września wzrosła o prawie 90 pkt baz., do 4,48 proc., i zapewne w myśl zasady „sprzedaj fakty” wkrótce można będzie liczyć na realizację zysków z krótkich pozycji. Tym bardziej że rentowność dziesięciolatek dotarła dokładnie do linii pociągniętej po szczytach z października 2023 r. i kwietnia bieżącego roku. Jednak domniemana korekta nie rozwiązuje przecież żadnych problemów amerykańskiego rządu.
Czytaj więcej
Wynik wyborów w USA okazał się dość zgodny z prognozami, natomiast reakcja niektórych rynków bardzo gwałtowna. Amerykańskie akcje wzbiły się na otwarciu na nowe rekordy, ale w Europie powiało realizacją zysków.
Długofalowa polityka USA jest proinflacyjna i dla Amerykanów, i dla świata. Wojna celna z Chinami i Europą z jednej strony, z drugiej przenoszenie produkcji do kraju. Administracja Trumpa ma powiększać zadłużenie USA dwukrotnie szybciej, niż robiłaby to administracja Kamali Harris – szacował przed wyborami Komitet za Odpowiedzialnym Budżetem Federalnym. Wygląda więc na to, że będzie to prezydentura kosztowna dla inwestorów z rynku długu, a wspomniana linia oporu (w rzeczywistości wsparcia) dla wzrostu rentowności jest ostatnim bastionem. Jeśli padnie, może się okazać, że jesteśmy dopiero w połowie drogi do szczytu rentowności i po rocznej przerwie wyprzedaż przybierze na sile.
Trump a sprawa polska
Z punktu widzenia inwestorów z Polski dług USA tworzy ryzyko bez względu na to, kto wygrał wybory. Polski rząd właśnie zwiększył zaplanowany na ten rok deficyt, a zwiększone wydatki zamierza pokryć rezerwą płynnnościową, co oznacza większe emisje w przyszłym roku. Z jednej strony to mądre posunięcie, bo odkłada emisje z tygodni o najwyższej zmienności i nerwowości inwestorów, którzy chcą też dobrze zamknąć rok. Z drugiej to jednak ryzyko, że za dług trzeba będzie zapłacić więcej niż dziś, jeśli bariera dla rentowności USA mimo wszystko pęknie.