Niedawne uderzenie chińskich regulatorów w tzw. kopalnie kryptowalut bardzo mocno dotknęło rynek. Kurs bitcoina spadł w zeszłym tygodniu poniżej 30 tys. USD. Chiny jak dotąd odpowiadały za około 65 proc. globalnego wydobycia bitcoinów. Wprowadzanie zakazów tego typu działalności przez władze kolejnych chińskich prowincji zapewne nie będzie ostatnim krokiem wymierzonym w branżę kryptowalutową w Państwie Środka. Nie oznacza to jednak, że Chińczycy nagle stracą zainteresowanie wirtualnymi walutami. Po prostu zaczną je wydobywać w innych krajach. Przeprowadzki kopalń już się zaczęły. Eunice Yoon, dziennikarka CNBC, opublikowała na Twitterze zdjęcia z lotniska w Kantonie pokazujące stos pudeł czekających na wysyłkę do Baltimore. W pudłach tych, ważących łącznie 3 tony, znajdowały się komputery do wydobywania bitcoinów. Thomas Heller, dyrektor biznesowy w spółce Compas Mining, oszacował, że w całych Chinach mogło zostać wyłączonych ostatnio 526 tys. komputerów używanych do „kopania" bitcoinów, więc 80 tys. ton sprzętu może zostać wysłane do innych krajów. Z exodusu chińskich „kopaczy" chcą skorzystać m.in. Floryda i Salwador.
Salwadorska nadzieja
Właściciele kopalń bitcoinów nie są wybredni, jeśli chodzi o lokalizacje dla swoich biznesów. Zależy im przede wszystkim na dobrej jakości połączeniach internetowych oraz na w miarę taniej elektryczności. Czynnikami branymi pod uwagę są również kwestie podatkowe i prawne, czyli czy będą mogli legalnie „wydobywać" kryptowaluty i czy ich działalność będzie objęta małymi lub wręcz zerowymi podatkami. Mogą więc nagle uznać, że jakiś egzotyczny kraj jest dla nich rajem.
O miano takiej bezpiecznej przystani dla branży kryptowalutowej ostro walczy m.in. Salwador. 10 czerwca tamtejszy parlament przyjął ustawę uznającą bitcoina za legalny, równoległy środek płatniczy. Ustawa ta powstała z inicjatywy prawicowego prezydenta Nayiba Bukele. Rządzi on krajem od 2019 r., jest pierwszym od ponad 30 lat prezydentem nie wywodzącym się z żadnego z dwóch głównych stronnictw i cieszy się blisko 90 proc. poparciem w sondażach (pomimo że jest oskarżany o autorytarne zapędy – wzywał m.in. uzbrojonych żołnierzy na posiedzenia parlamentu.) Bukele uważa, że przyjazne podejście do kryptowalut pomoże jego krajowi rozwinąć się gospodarczo, a także ułatwi transfery pieniędzy od salwadorskich emigrantów. – To stworzy nowe miejsca pracy i włączy do systemu finansowego tysiące osób znajdujących się poza formalną gospodarką. W średnim i długim terminie mamy nadzieję, że ta decyzja pomoże w popchnięciu ludzkości we właściwym kierunku – mówił salwadorski prezydent na niedawnej konferencji kryptowalutowej w Miami.
Salwador oferuje bitcoinowym inwestorom to, że ich zarobki nie będą objęte podatkiem od zysków kapitałowych. Dostaną również status stałego rezydenta i nie będą płacić podatku od nieruchomości. Elektryczność jest niestety w Salwadorze droższa niż w innych państwach regionu, gdyż kraj importuje 25 proc. prądu. Prezydent nakazał jednak państwowej firmie energetycznej LaGeo, by zwiększyła moce pozyskiwania prądu ze źródeł geotermalnych. W Salwadorze jest 20 wulkanów, więc jest potencjał do czerpania w 100 proc. z odnawialnej energii do zasilania bitcoinowych kopalń. Plany Salwadoru może jednak pokrzyżować Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Już wyraził zastrzeżenia do pomysłu uczynienia bitcoina legalnym środkiem płatniczym, a to może skomplikować negocjacje w sprawie programu pomocy dla Salwadoru.
Od Miami po Tbilisi
Kryptowalutowych przedsiębiorców z całego świata chce do siebie przyciągać również Floryda. W Miami niedawno odbyła się wielka konferencja poświęcona wirtualnym walutom, a władze miasta otwarcie przyznają, że zależy im na przyciągnięciu do siebie kopalń z Chin. – Rozmawiamy z wieloma spółkami i mówimy im: „Hej, chcemy, byście u nas się pojawili" – stwierdził Francis Suarez, burmistrz z Miami. Zapewnił, że jego miasto jest w stanie zapewnić przedsiębiorcom kryptowalutowym stosunkowo tani prąd z elektrowni atomowej. Chce, by Miami stało się „bitcoinową stolicą świata".