Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami wskaźnik długu do PKB będzie obliczany według średnich kursów walutowych z danego roku, a nie według kursu fixingowego z końca grudnia. Jak napisano w uzasadnieniu propozycji: „przeliczanie zadłużenia zagranicznego kursem z ostatniego dnia roku może zachęcać do ataków spekulacyjnych na polską walutę oraz budzić niepokój uczestników rynku o ewentualne próby podejmowane przez ministra finansów czy NBP celem wpływu na poziom kursu rynkowego na koniec roku". Biorąc pod uwagę zawirowanie na rynku finansowym pod koniec ubiegłego roku, taka motywacja jest jak najbardziej zrozumiała. Można również powiedzieć, że niepokój rynku o działania polskich władz wpływające na poziom złotego znajdował swoje potwierdzenie w aktywności chociażby BGK.
Co ciekawe jednak, wedle projektu nie następuje definitywna zmiana z kursu na koniec roku na kurs średnioroczny. Ten drugi sposób będzie używany „w przypadku przekroczenia" przez wskaźnik długu do PKB progów ostrożnościowych 50 proc. i 55 proc., liczonych według metodologii krajowej. Można odnieść wrażenie, że Ministerstwo Finansów chce się zabezpieczyć na wypadek sytuacji, gdyby wskaźnik długu do PKB liczony kursem średniorocznym był powyżej progu ostrożnościowego, ale liczony kursem na koniec roku był poniżej. Wówczas wzięty będzie pod uwagę ten drugi.
Ministerstwo Finansów chce się zabezpieczyć na wypadek sytuacji, gdyby wskaźnik długu do PKB liczony kursem średniorocznym był powyżej progu ostrożnościowego, a liczony kursem na koniec roku był poniżej. Wówczas wzięty będzie pod uwagę ten drugi.
Inną proponowaną zmianą jest wyłączenie z nowego miernika długu publicznego „wolnych środków finansowych Ministerstwa Finansów na koniec roku służącym finansowaniu potrzeb pożyczkowych budżetu państwa w następnym roku budżetowym". Ta propozycja podyktowana jest zapewne bieżącą sytuacją rynkową. Ministerstwo Finansów w połowie roku dokonało finansowania już ok. 80 proc. potrzeb pożyczkowych na ten rok. Jeśli założymy, że wysoki popyt na polskie papiery rządowe utrzyma się również w najbliższych tygodniach/miesiącach, z pewnością warto byłoby rozpocząć na większą skalę prefinansowanie potrzeb pożyczkowych na rok przyszły. Rentowności obligacji są obecnie stosunkowo niskie i można z tego skorzystać, zwłaszcza że niepewność odnośnie do sytuacji rynkowej w przyszłym roku (na skutek problemów w strefie euro) jest olbrzymia. Problem w tym, że zwiększona emisja obligacji w tym roku zamiast w przyszłym wiązałaby się ze wzrostem długu publicznego, co zwiększałoby ryzyko przekroczenia granicy 55 proc. PKB, z odpowiednimi ustawowymi konsekwencjami. Propozycja wyłączenia z nowego miernika długu wolnych środków ministerstwa pozwoliłaby na obejście tego problemu. Jest ona jednak dość kontrowersyjna – obligacje zostałyby przecież wyemitowane, płaci się od nich odsetki, dług w rzeczywistości by wzrósł. Dodatkowo związane mogłyby być z tym wątpliwości interpretacyjne – w jakim stopniu wolne środki na koniec roku służyłyby finansowaniu przyszłorocznego deficytu, a w jakim stanowiłyby potrzebną co roku nadwyżkę płynności bieżącej? Warto byłoby to wyjaśnić w momencie powstawania ustawy.
Proponowane zmiany dotyczą tylko progów ostrożnościowych 50 proc. i 55 proc. Oznacza to, że w skrajnym scenariuszu, gdybyśmy mieli do czynienia z naprawdę dużym osłabieniem złotego, które zwiększałoby ryzyko przekroczenia progu konstytucyjnego 60 proc. (na przykład na skutek głębokiego spowolnienia, wzrostu deficytu etc.), te nowe zasady by nie działały i nie ograniczałyby wcale spekulacji na rynku walutowym pod koniec roku. Tak więc cel postawiony w nowelizacji nie zostałby osiągnięty.