Citroen DS, pokazany pierwszy raz w 1955 r. na paryskich targach motoryzacyjnych, był dla sobie współczesnych niczym UFO, które wylądowało pod wieżą Eiffla. Ten wóz pod wieloma względami wyprzedził swoje czasy, o czym już pisałem przed kilku laty. Niespotykanie jak na owe czasy opływowe nadwozie, wyposażenie techniczne, obejmujące m.in.: zawieszenie hydropneumatyczne, seryjnie oferowane hamulce tarczowe i półautomatyczną skrzynia biegów, a także komfort, który zapewniała limuzyna, sprawiły, że DS wzbudził powszechny zachwyt. Stał się synonimem technologicznej rewolucji tej francuskiej marki.
DS bez dachu to dziś prawdziwy rarytas. Powstało ich prawdopodobnie mniej niż 2 tysiące.
Co ciekawe, pomysł na ten wóz, będący następcą szalenie popularnego przedwojennego Traction Avanta, narodził się już w 1938 r., jednak plany jego produkcji przerwała II wojna światowa. Do pracy inżynierowie wrócili po dekadzie. Dopracowali wóz ze szczegółami i na tyle skutecznie, że stał się obiektem marzeń tysięcy kierowców. Prawie każdy chciał go mieć. Mimo wysokiej ceny już pierwszego dnia przyjęto ponad 12 tys. zamówień na model DS. W ciągu 20 lat Citroen wyprodukował blisko 1,5 mln tych wspaniałych samochodów. W oficjalnej ofercie był 4-drzwiowy fastback i od 1958 r. także 5-drzwiowe kombi, czyli 7-osobowa wersja Break.
44-letnie auto jest wciąż w dobrej formie, a wnętrze oferuje niespotykany komfort.
Na tym tle skromnie wygląda liczba wyprodukowanych kabrioletów, które są dziś autami unikatowymi. Ta wersja wytwarzana była na bazie sedanów w latach 1958–1973, przede wszystkim z myślą o kolekcjonerach, w małych seriach, przez podparyską wytwórnię Henri Chapron. Powstało ich prawdopodobnie mniej niż 2000. Na portalu Catawiki trwa właśnie aukcja takiego odkrytego DS. Można go licytować jeszcze do 21 lipca. To egzemplarz z roku 1973, z silnikiem o pojemności 2347 cm3, mocy 143 KM oraz z przebiegiem 75 000 km. Napędza go benzyna, a moc przekazywana jest przez manualną skrzynię biegów.