Po czwartkowym walnym zgromadzeniu ukraiński oligarcha Andriej Werewski umocnił swoją pozycję w spółce. Podjęta uchwała zezwala na obniżenie kapitału poprzez umorzenie części akcji, co automatycznie zwiększa udział Werewskiego. Podczas NWZ miał zarejestrowanych 276 914 889 akcji, stanowiących 99,28 proc. głosów obecnych na zgromadzeniu i uprawniających do 94,37 proc. ogólnej liczby głosów w spółce. Próg 95 proc. uprawnia do ogłoszenia przymusowego wykupu. Zdaniem naszych rozmówców to tylko kwestia czasu. Chyba że w międzyczasie pojawią się rozstrzygnięcia sądu w Luksemburgu, które będą na rękę akcjonariuszom mniejszościowym.
Morze wątpliwości
Delisting Kernela budzi duże emocje m.in. ze względu na to, że spółka jest zarejestrowana za granicą i działa na styku różnych systemów legislacyjnych. Na przykład nie jest jasne, czy Kernel może wyjść z warszawskiej giełdy, bazując na uchwale rady dyrektorów. Ustawa o ofercie stanowi, że musi być to uchwała walnego zgromadzenia lub innego organu stanowiącego. Pytanie, czy rada dyrektorów ma taki charakter. Według Stowarzyszenia Inwestorów Indywidulanych jest ona organem nie stanowiącym, a kontrolno-zarządczym.
Wątpliwości budzi też kontrowersyjna emisja akcji, dzięki której w zeszłym roku Namsen (podmiot kontrolowany przez Werewskiego) zwiększył swój udział w kapitale. Sposób jej przeprowadzenia był niezgodny z dobrymi praktykami – oceniła Giełda Papierów Wartościowych.
Uchwała delistingowa i emisja akcji sa zdaniem niektórych akcjonariuszy argumentem do czasowego zablokowania delistingu. Sprawą zajmuje się wspomniany już sąd w Luksemburgu. Wstępna rozprawa odbyła się 18 marca. Spółka niestety nie opublikowała żadnych informacji na ten temat. A rozstrzygnięcie sądu jest kluczowe dla całego procesu delistingowego. Bez tej decyzji zielonego światła na wyjście Kernela z giełdy dać nie może KNF.