Najbardziej czarnym scenariuszem byłaby zmiana formy upadłości z układowej na likwidacyjną. Na razie spółka się przed tym wybroniła dzięki zastrzykowi gotówki, jaki ma otrzymać.

– Czekamy na podwyższenie kapitału. Jest ono niezbędne do dalszego funkcjonowania i przygotowywania się do układu – powiedział nam wczoraj Witold Jesionowski, prezes Bomi. Nie chce on szacować, jakie są szanse na zawarcie układu z wierzycielami.

Dzięki emisji do 40 mln akcji po 0,25 zł handlowa spółka może pozyskać do 10 mln zł. Pytanie jednak, czy inwestorzy będą skłonni objąć nowe papiery, skoro ich cena jest wyższa od kursu giełdowego. Ten bowiem od połowy grudnia oscyluje wokół poziomu 0,19 zł. Jednak jeśli uwzględnimy średni kurs z ostatnich 12 miesięcy (ponad 0,8 zł), wówczas cena emisyjna nowych akcji prezentuje się już znacznie bardziej atrakcyjnie.

Kurs Bomi załamał się w połowie 2012 r., kiedy na rynek zaczęły napływać hiobowe wieści o trudnej sytuacji grupy. W lipcu zarząd złożył wniosek o upadłość układową Bomi, a na początku sierpnia sąd się do tego wniosku przychylił. Do układu zgłoszono wierzytelności o wartości ok. 230 mln zł.

W nowej emisji akcji będą mogli uczestniczyć obecni akcjonariusze spółki. Jeden z nich, Wojciech Grzybowski, poinformował, że jeśli zdecyduje się wziąć udział w nowej emisji, to zapisze się na tyle papierów, ile będzie mu przysługiwało według obecnego stanu posiadania (ma pośrednio prawie 8,4 proc.). Powód wydania tego oświadczenia był niejasny. Jak wyjaśnił nam prezes Jesionowski, Grzybowski przygotował je, ponieważ prosili o to akcjonariusze obecni na ostatnim walnym zgromadzeniu Bomi.