– Wpływ na te zwyżki miała trudna sytuacja restauratorów dotkniętych lockdownami, ale również inflacja oraz wyższe koszty paliwa. Te wszystkie czynniki przekładają się na wyższe ceny zamawianych posiłków – mówi Grzegorz Aksamit, wiceprezes Stavy.

Restauracje mogą pracować w miarę normalnie, trwa odrabianie strat po poprzednich lockdownach, a już w branży widać obawy, jak rząd zareaguje na rosnącą liczbę zachorowań – poprzednie lockdowny zaczynały się ograniczeniami właśnie dla gastronomii.

Foto: GG Parkiet

Póki co sektor zmaga się podobnie jak cała gospodarka z ogromnym wzrostem kosztów działalności. Najwięksi gracze na rynku dość ostrożnie komentują jednak temat wzrostu cen dla klientów. – Obserwujemy rynek i będziemy reagować na wszelkie zmiany w otoczeniu, nie tylko zmiany kosztów. Zwracamy jednak uwagę, że 90 proc. naszych restauracji prowadzonych jest przez niezależnych przedsiębiorców, którzy podejmują niezależne decyzje dotyczące cen i prowadzenia biznesu – mówi Anna Borys, dyrektor ds. relacji korporacyjnych McDonald's Polska.

– Franczyzobiorcy w mniejszym stopniu odczuwają zmiany cen niż restauratorzy niezrzeszeni. Zakupy centralne sprawiają, że wzrost jest mniej odczuwany – mówi Mateusz Cacek, wiceprezes Sfinks Polska. – Jednocześnie precyzyjna praca z recepturami opracowanymi centralnie pozwala na trzymanie kosztów spożywczych w ryzach. Bardziej odczuwalny jest wzrost kosztów energii oraz wynagrodzeń. Co istotne, o wysokości cen franczyzobiorcy w naszej sieci decydują samodzielnie – dodaje. Sfinks podkreśla, iż centralnie jedynie określane są ceny maksymalne, których poziomu franczyzobiorcy nie mogą przekroczyć. – W związku z rosnącą presją kosztową ceny maksymalne zostały lekko podniesione, ale ewentualna podwyżka każdorazowo zależy od samego franczyzobiorcy – mówi Mateusz Cacek. PM