Kiedy skończy się boom na rynku nieruchomości? Przypomnę, że gdy w 2004 roku ceny w Warszawie wzrosły o ponad 11 procent, zgodnie mówiono: "hossa, rekordowe wzrosty!". Podobnie w zeszłym roku, gdy zmiana średniej ceny metra kwadratowego w stolicy osiągnęła 12,4 proc. W sierpniu wzrost w Warszawie wyniósł 1 procent. Był lament: "koniec wzrostów, zapaść na rynku?". Przez rok na lokacie w banku możemy zyskać średnio 3-4 proc. Nawet gdyby w najbliższych latach ceny rosły tylko o 10-15 proc., to - moim zdaniem - nadal będziemy mieli boom, hossę i nadpopyt. Jak sytuacja będzie się rozwijać? Można sparafrazować fragment jednego z "Listów do Pana Hrabiego" Krzysztofa Daukszewicza: "Tylko Pan Bóg raczy wiedzieć. I dwoje ministrów. Z tym, że Pan Bóg wie na pewno?".

W październiku mieliśmy poznać definicję budownictwa społecznego, kluczową dla stawki VAT po 1 stycznia 2008 r. Może po ostatnich wydarzeniach jestem przewrażliwiony, może wokół widzę "układ"... Nasuwa się jednak pytanie: czy definicja leży w jakiejś szafie? A ustawa o zagospodarowaniu przestrzennym? Na projekcie tego aktu środowisko deweloperskie nie zostawiło suchej nitki. Deweloperzy to grupa, która nie tylko zarabia na rosnących cenach, ale która od lat żąda normalności na rynku nieruchomości. Postulaty pozostają bez odpowiedzi. Dlatego prognozowanie sytuacji za kilka lat to wróżenie z fusów. Pewne jest jedno - w samorządach trwa kampania wyborcza. Oznacza to, że przygotowanie planów zagospodarowania to teraz ostatnie zmartwienie w ratuszach. Po kampanii zaczekamy, żeby powstały lokalne koalicje. Potem zapewne nastąpi zmiana kadr w urzędach. Jestem zatem przeświadczony, że nie ma co liczyć na rychły wzrost podaży. A trudno żeby taniał towar, którego na rynku nie ma (choć miały go być miliony)...

Dyrektor ds. rozwoju redNet Property Group