Wirtualna przyszłość

Era internetu nadciąga nieuchronnie. Jednak, na razie, efekty cyberrewolucji widoczne są bardziej w wycenie i kursach spółek internetowych niż w realiach gospodarczych i społecznych. Dzisiejsze inwestycje mają charakter dyskontowania przyszłości i zabezpieczania sobie miejsc do przyszłej walki na tym polu. Kto bowiem nie zajmie dogodnej pozycji na rynku dzisiaj, może już nie znaleźć sobie na nim miejsca.

Nie można kwestionować faktu, że stoimy w obliczu kolejnej rewolucji technologicznej na świecie. Jednakże trudno oprzeć się wrażeniu, że tym razem jej rozruch następuje z odrobinę zaciągniętym hamulcem ręcznym.Istnieje bowiem pewna nieproporcjonalność między znaczeniem, jakie przyznaje się sieci a obecnym jej wykorzystaniem.Jak bowiem wytłumaczyć, że przy tak dużym zainteresowaniu internetem nadal nie zajmuje on adekwatnej do tego zainteresowania pozycji w gospodarce i społeczeństwie. Wygląda na to, że dzisiaj o internecie więcej się nawet mówi i pisze, niż się go używa. Jest to o tyle naturalne, że sieć jest doskonałym tematem medialnym i to właśnie media poświęcają temu zagadnieniu najwięcej uwagi. W pewnym sensie występuje tu sprzężenie zwrotne. Inwestorzy, kierując się medialnym szumem, zwracają uwagę na sektor i opierając się na założeniu, że sektor tak popularny i perspektywiczny musi przynieść dochody, decydują się na inwestycje.Z kolei dokonywane masowo inwestycje powodują gwałtowne aprecjacje kursów spółek internetowych, co z kolei pociąga za sobą zainteresowanie mediów i dalsze relacje na ten temat.Cała sytuacja jest o tyle ciekawa, że spółki internetowe to właściwie jedyny sektor, w którym "kupuje się" przyszłość i prawie wyłącznie przyszłość. Wiele z tych firm, na razie, generuje straty i taka sytuacja prawdopodobnie nie zmieni się w najbliższym czasie. Nawet te firmy, które osiągają zysk, tworzą go w takim wymiarze, że jest zupełnie nieproporcjonalny do środków, które inwestorzy wnoszą do firm. Mówienie o dywidendzie czy o jakichkolwiek wskaźnikach rentowności typu ROE czy ROA jest prawie niestosowne w tym towarzystwie.Inwestorzy całkowicie zadowalają się wzrostami kursów, bowiem dzisiaj właśnie to przynosi im realne korzyści. Dzięki temu łatwiej jest akceptować trudną do oszacowania przyszłość. Zresztą, zawsze wydłużanie horyzontu inwestycyjnego skutkuje uspokojeniem świadomości inwestorów. Każdy czuje się spokojny, tłumacząc sobie, że lokuje pieniądze w produkty przyszłości, wyprzedzając konkurencję i dyskontując przewidywane efekty cyberrewolucji. A do tego właśnie sprowadzają się współczesne inwestycje w firmy internetowe.Pomimo bowiem całego spektakularnego rozwoju internetu, nie jest on osadzony tak głęboko w gospodarce i społeczeństwie, jak mogłoby się to wydawać. W żadnej z trzech podstawowych płaszczyzn, jakimi są w sieci B2B, B2C oraz relacje komunikacyjne, nie odgrywa on jeszcze takiej roli, jaką mu się przypisuje i jaką osiągnie gwałtownie w ciągu najbliższych lat. Wszyscy zdają sobie sprawę z potencjału, jaki w sobie kryje i nikt nie chce pozostać poza nim, ale większość operacji, jakie firmy wykonują pod tym kątem, ma charakter profilaktyczny. Polega to na budowaniu już teraz platform do nawiązania w przyszłości konkurencyjnej walki. Zyski mają pojawić się dopiero po pełnym wniknięciu sieci w życie globu.B2BJednym z podstawowych kierunków rozwoju sieci jest B2B (business to business), czyli tzw. zakupy biznesowe online. Obecnie na relatywnie szeroką skalę B2B jest rozwinięte w USA, gdzie takie koncerny, jak np. Cisco praktycznie wymusiły na swoich dostawcach kontakt przez internet.Amerykańska Forrester Research szacuje, że poziom obrotów B2B w USA wzrośnie z ok. 250 mld USD w 2000 r. blisko do 1,4 bln USD w 2003 r.W Europie ta przestrzeń internetowa dopiero się rozwija, ale gwałtowny skok jest możliwy w każdej chwili. Wystarczy decyzja dużych firm o przeniesieniu komunikacji biznesowej na tę platformę.Np. British Telecom planuje, że ze wszystkimi swoimi dostawcmi będzie kontaktował się wyłącznie przez sieć. Ma to przynieść firmie kolosalne oszczędności. Średni koszt transakcji biznesowej ma spaść z 80 USD do 8 USD. Łącznie, BT szacuje, że może zaoszczędzić ok. 1 mld USD ze swojego, sięgającego prawie 9 mld USD budżetu przeznaczonego na zakupy. Tego typu przykłady robią wrażenie, ale trudno nie zauważyć, że działania te będą mieć miejsce dopiero w przyszłości i większość obecnie prezentowanych strategii ma charakter planów. Wprawdzie bardzo realnych, ale na razie tylko planów.B2CRównież w sektorze detalicznego handlu elektronicznego określanego jako B2C (business to consumer) realia odbiegają od obecnie przykładanej do niego wagi. Jest to najbardziej wzbudzająca zainteresowanie część rynku internetowego. Możliwości znacznego zmniejszenia kosztów stałych i prawie nieograniczona możliwość docierania do klienta pobudzają wyobraźnię właścicieli firm. Także klientom podoba się pomysł dokonywania zakupów bez wychodzenia z domu.Jednak nawet w USA, przodujących pod względem e-gospodarki wartość obrotów w handlu elektronicznym w świątecznym okresie obejmującym listopad i grudzień ub.r., pomimo że uległa potrojeniu i wyniosła ok.10,5 mld USD, nadal stanowiła jednak tylko ok. 2% ogólnej sprzedaży detalicznej.Z kolei w Europie, Forrester Research przewiduje, że handel internetowy (B2B i B2C) osiągnie do 2004 r. wartość 1,61 bln USD. Jednak w ub.r. zaledwie 13% Europejczyków korzystało z serwisów www.Podstawowymi powodami, dla których konsumenci nie garną się masowo do zakupów w sieci, jest nie tylko brak poczucia odpowiedniego bezpieczeństwa transakcji, ale także konieczność posiadania karty kredytowej i ujawnienia danych osobowych. Jednak najważniejszym problemem dla potencjalnych klientów jest kwestia dostępu do sieci i nie chodzi tu bynajmniej o koszt połączeń z siecią, ale o bardzo prozaiczny wymóg posiadania komputera, który nadal nie jest najtańszy.Problemem dla wielu użytkowników jest także niemożność dotarcia do odpowiedniej informacji i częste tzw. zgubienie się w sieci. Duże znaczenie ma też pewna nieufność wobec dokonywania zakupu produktu, którego nie można dotknąć.Pomimo wszystkich tych zastrzeżeń całkowicie pewne jest nadejście ery i cywilizacji internetu. Ludzkość zawsze wybierała i wybiera rozwiązania dla niej korzystniejsze, a sieć oferuje nieskrępowane możliwości wyboru i komunikacji.

Spółki internetowe to właściwie jedyny sektor, w którym "kupuje się" przyszłość i prawie wyłącznie przyszłość. Wiele z tych firm na razie generuje straty i taka sytuacja prawdopodobnie nie zmieni się w najbliższym czasie. Nawet te firmy, które osiągają zysk, tworzą go w takim wymiarze, że jest zupełnie nieproporcjonalny do środków, które inwestorzy wnoszą do firm. Mówienie o dywidendzie czy o jakichkolwiek wskaźnikach rentowności typu ROE czy ROA jest prawie niestosowne w tym towarzystwie.

Grzegorz Aleksander Kita