Przez cały miniony tydzień ceny aluminium w Londynie utrzymywały się poniżej poziomu 3 tysięcy dolarów za tonę. Przyczyniły się do tego zapewne kilkudniowe obchody święta 1 maja w Chinach. Poza tym na rynku aluminium, w przeciwieństwie do miedzi czy ropy naftowej, nie pojawiały się żadne niepokojące wiadomości świadczące o znaczących zakłóceniach dostaw czy gwałtownym wzroście popytu.

Z wielu raportów wynika jednak, że w najbliższym czasie ceny aluminium, tak jak innych metali, prawdopodobnie będą rosły. Braki energii elektrycznej i racjonowanie jej dostaw od Republiki Południowej Afryki po Chiny wskazuje nawet, że ta wzrostowa tendencja może utrzymać się przez wiele lat. Powodem tych wyłączeń prądu jest bowiem niedoinwestowanie energetyki, a tych opóźnień szybko nie da się nadrobić. Przy produkcji aluminium zużywa się zaś cztery razy więcej prądu niż w hutach miedzi. A cztery piąte mocy produkcyjnych branży aluminiowej zlokalizowane jest w krajach narażonych na kłopoty energetyczne. I wcale nie dotyczy to tylko krajów rozwijających się. Rio Tinto, drugi na świecie producent aluminium, od 1 maja o 5 proc. zmniejszył produkcję tego metalu w Nowej Zelandii, gdzie prądu brakuje z powodu suszy.

Wczoraj po południu za tonę aluminium w kontraktach trzymiesięcznych płacono na Londyńskiej Giełdzie Metali 2935 USD, o 15 USD więcej niż na zamknięciu w miniony piątek. W poniedziałek londyńska giełda była nieczynna. W miniony wtorek na zamknięciu sesji aluminium kosztowało w Londynie 2964 USD za tonę.