Poniedziałkowa sesja na rynkach azjatyckich upłynęła pod znakiem szokująco dużego kontrastu pomiędzy nastrojami inwestorów na rynkach japońskim i chińskim. Shanghai Composite rósł w jej trakcie o ponad 7 proc., a Hang Seng, główny indeks giełdy w Hongkongu zyskiwał prawie 3 proc. Te zwyżki to skutek rozpoczętej w zeszłym tygodniu fali optymizmu związanej z dużymi działaniami stymulacyjnymi władz Państwa Środka.
Zupełnie inne nastroje panowały na giełdzie w Tokio. Indeks Nikkei 225 stracił w ciągu sesji 4,8 proc. Tłumaczono tę przecenę reakcją inwestorów na wybór Shigero Ishidy na przyszłego premiera. Dlaczego jednak inwestorzy zareagowali tak gwałtownie na to wydarzenie polityczne?
Czytaj więcej
Ostatni tydzień był udany dla warszawskiej giełdy. Przez pięć dni WIG20 zyskał 4,5 proc. Ale to nic, w porównaniu z tym co dzieje się w Chinach.
Dlaczego w Japonii doszło do paniki na giełdzie?
Shigeru Ishiba, były minister obrony i były minister rolnictwa, został w piątek wybrany na nowego szefa rządzącej Partii Liberalno-Demokratycznej. Zostanie on też nowym premierem. Wygrał ostatnią rundę wewnątrzpartyjnych głosowań, pokonując Sanae Takaichi, panią minister bezpieczeństwa ekonomicznego. Inwestorzy uznali, że Takaichi na stanowisku premiera mogłaby mieć zastrzeżenia, co do podwyżek stóp procentowych dokonywanych przez Bank Japonii. Ishiba raczej takich zastrzeżeń mieć nie będzie.
- To oznacza, że Bank Japonii nie będzie miał już żadnych politycznych przeszkód, by podnosić stopy procentowe – twierdzi Ryota Abe, ekonomista z Sumitomo Mitsui Banking Corporation.