Z wyliczeń analityków Kijowskiej Szkoły Ekonomicznej (KSE) wynika, że spółki z krajów, które Kreml uznaje za nieprzyjazne, odpowiadały w zeszłym roku za 18 mld USD spośród 20 mld USD zysków wypracowanych w Rosji przez firmy zagraniczne oraz za 199 mld USD spośród 217 mld USD przychodów takich firm.
- Te liczby mogły się znacząco zwiększyć od tamtego czasu, ale nie jest możliwym ocenienie jak bardzo, gdyż większość międzynarodowych biznesów działających w Rosji publikuje tylko roczne wyniki wypracowywane lokalnie - twierdzi Andrij Onoprienko, ekspert KSE.
Zachodnim spółkom działającym w Rosji trudno jest sięgnąć po wypracowywane tam zyski. Blokują im to restrykcyjne przepisy dotyczące kontroli przepływu kapitału. Uniemożliwiają one wypłatę dywidend inwestorom z krajów uznawanych przez rosyjskie władze za nieprzyjazne, czyli m.in. z państw UE, Wielkiej Brytanii oraz z USA. Teoretycznie władze mogą udzielić specjalnych pozwoleń na transfer dywidend za granicę, ale robią to bardzo rzadko.
Czytaj więcej
Niektóre spółki nie chcą wychodzić z rynku rosyjskiego, licząc, że za jakiś czas konflikt zostanie zamrożony. Inne znalazły się w pułapce. Ryzykują, że zostaną wywłaszczone, jeśli będą próbowały sprzedać aktywa po dobrej cenie.
- Dziesiątki miliardów dolarów utknęły w Rosji i nie ma sposobu, by je wyciągnąć - stwierdził w rozmowie z "Financial Timesem" anonimowy prezes dużej zagranicznej spółki robiącej interesy w Rosji.