Rezerwa Federalna postanowiła, że do końca drugiego kwartału 2011 roku skupi dodatkowo długoterminowe obligacje skarbowe o wartości 600 mld USD. Oznacza to dalsze luzowanie polityki pieniężnej USA, czego od wielu tygodni oczekiwali inwestorzy. Spodziewano się, że Rezerwa Federalna ogłosi, iż wykupi amerykańskie obligacje warte 500 mld USD.
W efekcie od początku września dolar osłabił się więc o 10,5 proc. wobec euro. Wzrosły też ceny – w dolarach – wielu surowców, np. ropy, która zdrożała w tym okresie o ponad 17 proc. S&P 500 zyskał wówczas prawie 14 proc. Indeks MSCI Emerging Markets zwyżkował zaś o około 16 proc. i sięgnął w środę najwyższego poziomu od czerwca 2008 r.
[srodtytul]Znane rezultaty[/srodtytul]
Czemu rynki reagowały tak pozytywnie? Zakupy obligacji przez Fed, czyli ilościowe luzowanie polityki monetarnej (quantitative easing lub w skrócie QE) oznaczają de facto tworzenie nowego pieniądza na rynku przez bank centralny. Prowadzi to do osłabienia dolara (korzystnego dla amerykańskich eksporterów) i obniżenia rynkowych stóp procentowych. Ma to stymulować gospodarkę USA, a skutkiem ubocznym tej polityki jest napływ kapitału na rynki wschodzące (co prowadzi do aprecjacji tamtejszych walut oraz przyczynia się do zwyżek na giełdach).
Dotychczas już sama zapowiedź QE sprawiała, że cele te były realizowane. Czy wczorajsza decyzja Fedu sprawi jednak, że ten trend będzie kontynuowany? Wielu ekspertów jest co do tego sceptycznych. – Rynki już od wielu tygodni przygotowywały się na to, że dojdzie do nowej rundy QE. Dolar się osłabiał w oczekiwaniu na nią. Nie sądzę więc, by w nadchodzących tygodniach doszło do poważnej deprecjacji amerykańskiej waluty, chyba że Fed w jakiś sposób mocno zaskoczy rynki – mówił nam przed posiedzeniem Fedu James Shugg, ekonomista Westpac Banking.