Jako jedną z możliwości wymienili utworzenie dla Dexii tzw. złego banku, który przejąłby od niej aktywa niskiej jakości. Sam bank – który w 2008 r. przyjął od rządów ponad 6 mld euro pomocy – nie wyklucza zaś, że podzieli się na mniejsze jednostki.
Deklaracje te nie uspokoiły jednak inwestorów, którzy postrzegają francusko-belgijską Dexię jako pierwszą potencjalną ofiarę kryzysu fiskalnego w strefie euro. – Położenie banku komplikuje to, że wstawiają się za nim kraje, które same są pod presją agencji ratingowych. To już nie jest 2008 r., gdy rządy mogły po prostu zasilić banki miliardami euro – ocenił Benoit Petrarque, analityk w Kepler Capital Markets.
Wczoraj akcje banku taniały nawet o 37,7 proc., najwięcej w jego 15-letniej historii. Od początku roku zostały przecenione o ponad 58 proc., choć już wcześniej były tanie, bo – w przeciwieństwie do walorów większości banków – nie odrobiły strat z 2008 r. Dla porównania, indeks akcji największych banków Europy zniżkował w tym roku o 36 proc. i to głównie od lipca.
Belgijsko-francuski kredytodawca jest przez inwestorów postrzegany jako słabe ogniwo europejskiego sektora bankowego, choć w połowie lipca pomyślnie przeszedł testy odpornościowe, przeprowadzone przez Europejski Urząd Bankowy (EBA). Powodem jest zaangażowanie Dexii w obligacje zadłużonych państw z obrzeży strefy euro, w połowie br. sięgające 21 mld euro (z tego 3,8 mld euro stanowiły papiery greckie).
W ramach lipcowego porozumienia wierzycieli Grecji oraz państw strefy euro, które zakłada udział banków w drugim pakiecie pomocowym dla Aten, Dexia obniżyła wartość greckich obligacji w swoim bilansie o 21 proc. Wczoraj jednak przewodniczący eurogrupy (ministrów finansów państw strefy euro) Jean-Claude Juncker ocenił, że porozumienie to może wymagać rewizji, a wierzyciele Grecji będą musieli zaakceptować większe straty.