Prezydent Barack Obama chce razem z prywatnymi organizacjami zebrać 300 mln dolarów (220 mln euro). Pieniądze mają trafić do policji, straży pożarnej, a także zostaną przeznaczone na wsparcie komunikacji miejskiej oraz będą przeznaczone na rozbiórkę zdewastowanych pustostanów. Plan pomocy Detroit przedstawiła specjalna komisja federalnego rządu. Jednak – jak podkreślają lokalne media – 300 mln dol. to kropla w morzu potrzeb miasta, którego długi wynoszą 18 mld dolarów.
Kiedy w lipcu tego roku miasto ogłosiło niewypłacalność - rząd w Waszyngtonie zdecydowanie zaprzeczył, iż będzie ratował finansowo bankrutujące miasto. Budżetu federalnego na to nie stać – podkreślał prezydent Obama.
Teraz jednak prezydentowi udało się pozyskać pieniądze z funduszy federalnych, ale także od prywatnych organizacji. 1,9 mln dolarów dostanie policja na wsparcie osobowe oraz milion dolarów na wyposażenie. Jednak większość funduszy zostanie przeznaczona na rozbiórkę pustostanów, które stanowią zagrożenie dla życia i zdrowia mieszkańców Detroit, których jest obecnie 700 tys. W czasach sprzed kłopotów fiskalnych było ich 1,8 mln. – Robimy wszystko, co w naszej mocy – zapewnił Barack Obama.
Sytuacja finansowa miasta jest już tak zła, że samorządu nie stać na oświetlenie ulic. Policja i straż pożarna interweniują już tylko w najgroźniejszych sytuacjach. Wraz z biedą i bankructwem w mieście drastycznie wzrosła przestępczość. Detroit przoduje w amerykańskich statystykach pod względem liczby zabójstw. Worki ze śmieciami tygodniami leżą na chodnikach, ponieważ służby miejskie nie mają pieniędzy na ich wywożenie. Gubernator stanu Michigan, Rick Snyder zatrudnił nawet Kevyna Orra, znanego ekonomistę, by wyprowadził miasto z kryzysu finansowego. Jednak to Orr w lipcu złożył wniosek o bankructwo Detroit.