Krach na chińskich giełdach sprawił, że inwestorzy coraz częściej przyglądają się rynkowi indyjskiemu. Indie kuszą szybszym tempem wzrostu PKB oraz reformami gospodarczymi, jakie zaczyna wdrażać prawicowy rząd Narendry Modiego. Część ekonomistów wskazuje, że w długim terminie mają one lepsze perspektywy wzrostu PKB niż Chiny. W umysłach inwestorów tworzony jest obraz Indii jako najbardziej obiecującego dużego rynku wschodzącego. W czasie, gdy inwestorzy wycofywali się z chińskiego rynku, uciekając przed krachem, pieniądze płynęły na indyjską giełdę. Tylko między 12 czerwca, czyli szczytem hossy na parkiecie w Szanghaju, a 23 lipca napłynęło na giełdę w Mumbaju 705 mln USD. Sensex, czyli jej główny indeks, zyskał w tym czasie około 7 proc., najwięcej spośród indeksów liczących się światowych rynków. Sytuacja jest wciąż jednak bardzo nerwowa. Od 23 lipca do 28 lipca Sensex spadł o 3,6 proc., by od 28 lipca do 7 sierpnia wzrosnąć o 3 proc. Inwestorzy nadal są ostrożni, a na ich postawę wpływ mają m.in. oczekiwania co do polityki pieniężnej w USA i skutków suszy dla indyjskiej gospodarki. Wcześniej przez pewien czas nie dowierzali rządowi Modiego w kwestii reform gospodarczych. Gdy Modi zdobywał władzę w 2014 r. towarzyszył temu powszechny entuzjazm na rynku. Od początku roku główny indeks mumbajskiej giełdy wzrósł o blisko 3 proc., co jest dosyć słabym wynikiem, ale od początku 2014 r. zyskał aż 34 proc. Czy można się spodziewać, że rynek znów „zakocha się" w Indiach i polityce ich rządu?
Wzrost gospodarczy źródłem zazdrości
– Ostatnie zawirowania w Chinach sprawiły, że Indie są postrzegane jako oaza spokoju – twierdzi Jonathan Schiessl, szef działu akcji w firmie Ashburton Investments. Rzeczywiście indyjski rynek był w ostatnich miesiącach spokojniejszy od chińskiego. Można wręcz uznać go za rynek zaniedbany. Krach w Chinach sprawił, że inwestorzy zaczęli mocniej dostrzegać zalety Indii. Choćby to, że rozwijają się szybciej niż Chiny. Wzrost indyjskiego PKB w kwartale zakończonym w marcu wyniósł 7,5 proc., gdy chińskiego sięgnął (o ile wierzyć oficjalnym danym) 7 proc. O ile wzrost gospodarczy w ChRL może sięgnąć w tym roku około 7 proc., o tyle w Indiach według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego 7,5 proc.
– Indie są w fazie, w której różne silniki mogą przyspieszyć wzrost PKB z 7–8 proc. do 9–10 proc. rocznie. Może się to stać w ciągu pięciu lat. W przypadku Chin spodziewamy się, że wzrost zwolni w ciągu kilku lat, w dużej mierze dlatego, że Chiny nie skorzystają z takich trendów demograficznych jak Indie – wskazuje Sukumar Rajah, dyrektor inwestycyjny ds. azjatyckich akcji we Franklin Templeton Investments. Indyjska klasa średnia liczy już około 250 mln ludzi, a miejscowy rynek konsumencki jest wciąż słabo nasycony. Cała populacja Indii liczy 1,2 mld ludzi, z czego 62 proc. to osoby w wieku od 15 do 59 lat. Tymczasem chińskie społeczeństwo zaczyna się starzeć. Według prognoz ONZ, liczba Chińczyków w wieku produkcyjnym spadnie do 2030 r. o 61 mln, czyli tyle ile łącznie liczy pracująca populacja Wielkiej Brytanii oraz Francji.
– Indie są stosunkowo odporne na spowolnienie gospodarcze w Chinach, w odróżnieniu choćby od takich rynków jak Korea Płd. czy Brazylia. Indie mogą przyciągać zainteresowanie, bo prognozy mówią, że będą one najszybciej rozwijającą się dużą gospodarką – uważa A.S. Thiyaga Rajan, dyrektor w singapurskiej firmie Aquarius. Przecena na rynkach surowcowych towarzysząca chińskiemu krachowi jest w pewnym stopniu korzystna dla indyjskiej gospodarki. Kraj ten jest przecież wielkim importerem ropy, a tańsze paliwo oznaczać będzie wyhamowanie inflacji oraz spadek deficytu na rachunku obrotów bieżących.
Kolejnym atutem Indii jest poprawa wyników tamtejszych spółek. Prognozy analityków mówią, że w ciągu 12 miesięcy zyski spółek z indeksu Sensex zwiększą się o 30 proc., gdy zyski firm z indeksu Hang Seng China Enterprises wzrosną tylko 0 4,3 proc.