W bessę weszła również ropa WTI. Od 8 czerwca staniała o 21 proc., a za jej baryłkę płacono w piątek 40,80 USD. Ropa Brent wciąż jest jednak o prawie 14 proc. droższa niż na początku roku, a surowiec gatunku WTI o około 10 proc. wyżej.
Wzrost cen ropy widoczny w lutym, marcu, kwietniu, maju i na początku czerwca był po części odreagowaniem wcześniejszych silnych spadków, reakcją na poprawę postrzegania przez inwestorów kondycji światowej gospodarki, a także efektem ograniczenia podaży surowca (w związku z wielkimi pożarami lasów zagrażającymi kanadyjskim polom naftowym, a także awariami rurociągów i atakami terrorystycznymi w Nigerii). Teraz te czynniki przestały już oddziaływać na rynek tak silnie jak wcześniej.
– „Byki" przedwcześnie uznały, że rynek jest bliski równowagi. Wygląda jednak na to, że jej osiągnięcie będzie trwało trochę dłużej, niż się spodziewano – wskazuje Harry Tchilinguirian, analityk z BNP Paribas.
– Pojawiają się wątpliwości, czy nierównowaga popytu i podaży na rynku rzeczywiście zmierza ku końcowi. Ceny ropy powinny za jakiś czas znów zacząć rosnąć, ale będą to ograniczone zwyżki, a duże zapasy surowca będą ograniczały ten wzrost przynajmniej do końca roku – prognozuje Stephen Brennock, analityk z handlującej ropą firmy PVM.
Nawet rosyjski minister energetyki Aleksander Nowak nie spodziewa się szybkiego powrotu do dużych zwyżek cen ropy. – Nasza prognoza mówiąca o cenie wynoszącej 40–50 USD odpowiada rzeczywistości – przekonuje Nowak.