Prezydenci na wojnie z Fedem

Trump nie jest pierwszym amerykańskim przywódcą spierającym się z bankiem centralnym. Zdarzało się już, że Biały Dom wydawał dyspozycje Rezerwie Federalnej w sprawie stóp procentowych.

Publikacja: 16.11.2018 12:10

Prezydenci na wojnie z Fedem

Foto: AFP

– Jestem bardzo niezadowolony z polityki Fedu, gdyż Obama miał zerowe stopy procentowe. Za każdym razem, gdy robimy coś wielkiego, on podwyższa stopy – stwierdził prezydent USA Donald Trump w niedawnej rozmowie z dziennikiem „The Wall Street Journal". Wcześniej mówił, że Fed „oszalał" z podwyżkami stóp, i zwierzał się znajomym, że jest rozczarowany polityką Jerome'a Powella, obecnego prezesa Rezerwy Federalnej. W mediach zaczęły się więc spekulacje, czy Trump może odwołać Powella i do jak wielkiego kryzysu konstytucyjnego taka decyzja może doprowadzić. Wielu „ekspertów" zaczęło twierdzić, że taka krytyka działań Fedu jest czymś bezprecedensowym, a próby wpływania przez prezydenta na szefa tej instytucji postawiłyby USA w jednym rzędzie z „republikami bananowymi". „Ekspertom" oczywiście umknęło to, że w historii Stanów Zjednoczonych dochodziło już do konfliktów pomiędzy prezydentami a bankami centralnymi oraz że niektórzy prezydenci próbowali wpływać na politykę pieniężną Fedu.

Szorstka przyjaźń

Paul Volcker był szefem Fedu w latach 1979–1987. To on zakończył okres dwucyfrowej inflacji w USA będącej następstwem szoków naftowych z lat 70. Za jego czasów główna stopa procentowa Rezerwy Federalnej dochodziła do 20 proc. W swoich niedawno wydanych wspomnieniach „Keeping at it" dzieli się on z czytelnikami swoimi doświadczeniami, jeśli chodzi o próby wpływania przez prezydentów na politykę pieniężną. Wspomina tam m.in. spotkanie, które odbyło się w Białym Domu latem 1984 r. Volcker został tam zaproszony przez prezydenta Ronalda Reagana. Odbyło się ono nie w Gabinecie Owalnym, ale w bibliotece, czyli w miejscu, gdzie nie było zainstalowanego systemu do nagrywania rozmów. Reagan podczas tego spotkania niemal nic nie mówił, oddając inicjatywę szefowi sztabu Białego Domu Jamesowi Bakerowi. – Prezydent rozkazuje ci, byś nie podnosił stóp procentowych przed wyborami – stwierdził Baker tonem nieznoszącym sprzeciwu. Volcker był zszokowany. Od pewnego czasu planował bowiem podwyżkę stóp procentowych. Szef Fedu wyszedł bez słowa ze spotkania i przez wiele lat nie podzielił się tą historią z nikim. Uznał, że wyjście tej historii na jaw jedynie utrudniłoby mu prowadzenie polityki. Czy uległ jednak naciskom? W sierpniu 1984 r. Fed podwyższył stopy, by na początku października i listopada je obniżać. W listopadzie odbyły się wybory prezydenckie, w których Reagan zdecydowanie wygrał.

To nie był pierwszy przypadek, gdy Volcker był świadkiem nacisków prezydenta na Fed. Widział je również za czasów administracji Lyndona Johnsona, w 1965 r. Był wówczas pracownikiem Departamentu Skarbu. Ówczesny szef Fedu William McChesney Martin podzielił się z sekretarzem skarbu Henrym Fowlerem informacją, że planuje podwyżkę stóp procentowych. Miała ona być reakcją na przewidywaną presję inflacyjną związaną m.in. z wydatkami na wojnę wietnamską. Fowler chciał, by Fed opóźnił tę podwyżkę. Miał po swojej stronie prezydenta Johnsona, którego wspierali eksperci z Rady Doradców Ekonomicznych oraz Biura Budżetu. Doszło do serii spotkań przedstawicieli prezydenckiej administracji z szefem Fedu. Prezydent mówił zaś, że podwyżka stóp byłaby „wyciskaniem krwi z amerykańskich ludzi pracy w interesie Wall Street". Johnson zlecił swoim prawnikom zbadanie, czy może pozbawić Martina stanowiska. Szef Fedu nie chciał się jednak ugiąć. Zgodził się jedynie na lekkie przesunięcie podwyżki, tak by doszło do niej już po tym, jak prezydent wyjdzie ze szpitala po zaplanowanej operacji wycięcia woreczka żółciowego. Relacje między Lyndonem Johnsonem a Fedem mocno się ochłodziły.

Wiadomo również, że na Fed naciskał następca Lyndona Johnsona – Richard Nixon. Burton Abrams, ekonomista z Uniwersytetu Delaware, odkrył w taśmach Nixona (nagraniach z Gabinetu Owalnego w Białym Domu), że w 1971 i 1972 r. ten republikański prezydent namawiał prezesa Fedu Arthura F. Burnsa do luzowania polityki pieniężnej. Nixon nie ukrywał, że luźna polityka monetarna ma mu pomóc w zwycięstwie w wyborach prezydenckich na jesieni 1972 r. Prezydent był w tej kwestii bardzo kreatywny, gdyż jednocześnie wprowadził kontrolę cen i wzrostu płac mającą ograniczyć inflację. (A był to przecież okres bezpośrednio po rozpadzie systemu walutowego z Bretton Woods). Starania te przyniosły efekty i przyczyniły się do tego, że Nixon wygrał w 1972 r. z dużą przewagą nad kandydatem demokratów George'em McGovernem.

Niechęć niektórych prezydentów do podwyżek stóp procentowych da się łatwo wytłumaczyć tym, że Fed czasem wpędzał swoją polityką amerykańską gospodarkę w recesję. Przyczynił się m.in. do wybuchu Wielkiego Kryzysu w 1929 r., a także recesji, która przyczyniła się w 1980 r. do wyborczej przegranej Jimmy'ego Cartera z Ronaldem Reaganem. Również prezydent George H.W. Bush obwiniał politykę Fedu o swoją przegraną z Billem Clintonem w wyborach prezydenckich z 1992 r.

Kadrowa układanka

Czy prezydent może jednak pozbawić szefa Fedu stanowiska? Jeszcze nigdy się to nie wydarzyło, ale teoretycznie jest możliwe. Artykuł 10 ustawy o Rezerwie Federalnej mówi bowiem, że każdy członek Rady Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej powinien sprawować kadencję przez 14 lat, „o ile wcześniej nie zostanie usunięty przez prezydenta ze stanowiska z ważnego powodu". Prawo nie precyzuje jednak, co stanowiłoby ów „ważny powód" dla odwołania członka Rady. Gdy w latach 60. prezydent Johnson badał możliwość zwolnienia prezesa Fedu, prawnicy z Białego Domu mieli poważny problem ze znalezieniem pretekstu. Uznali, że zwolnienie uzasadnione podwyżką stóp nie może być uznane za „ważną przyczynę". Warto zaznaczyć, że klauzula o „ważnym powodzie" ewentualnego odwołania członka Rady była reakcją na jedno z orzeczeń Sądu Najwyższego. Uznał on, że prezydent Franklin Delano Roosevelt nie mógł zwolnić bez podania przyczyn członków Federalnej Komisji Handlu i że w związku z tym zwalnianie niektórych wysokiej rangą urzędników wymaga odpowiedniego uzasadnienia. Procedury dotyczące odwoływania szefa Fedu ze stanowiska nie zostały więc wypracowane.

Można się spodziewać, że gdyby Trump nagle odwołał Jerome'a Powella, wywołałoby to olbrzymią burzę polityczną i kryzys konstytucyjny. Kongres nie mógłby w żaden sposób zablokować zwolnienia szefa Fedu, ale mógłby robić przeszkody dla wyboru jego następcy wyznaczonego przez Trumpa. Z pewnością odezwałoby się wiele głosów za impeachmentem prezydenta.

Teoretycznie możliwe jest jednak rozwiązanie pośrednie. Szef Fedu może sam zrezygnować. Może uznać, że nie warto się męczyć na tym stanowisku i wybrać inną drogę kariery. Tak się stało w 1979 r., gdy prezydent Carter zaproponował szefowi Fedu Williamowi Millerowi zostanie sekretarzem skarbu w jego administracji. Miller skorzystał z oferty, a Carter zainstalował na czele Fedu Paula Volckera (na swoją zgubę). Czy jednak Powell zgodziłby się na podobny scenariusz? To raczej mało prawdopodobne. Obecny szef Fedu sprawia wrażenie silnej osobowości, nieprzejmującej się naciskami politycznymi.

Samo odwołanie Powella niewiele również by przyniosło. W Komitecie Otwartego Rynku Rezerwy Federalnej panuje bowiem zgoda co do konieczności dalszych podwyżek stóp procentowych. Nawet Lael Brainard, gubernator Fedu, uznawana zwykle za bardzo „gołębią" (nominowana do Rady za kadencji Obamy), popiera politykę Powella. Rada Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej liczy obecnie jedynie czterech członków, z których trzech (Powell, Richard Clarida i Randall Quarless) było nominowanych przez Trumpa. W trakcie procesu zatwierdzania przez Kongres są kolejni dwaj członkowie Rady nominowani przez obecnego prezydenta: Marvin Goodfriend i Nellie Liang. Być może oni okażą się zwolennikami nieco luźniejszej polityki, ale to raczej mało prawdopodobne. Liang to przecież była współpracowniczka Powella. Trumpowi pozostaje do obsadzenia jeszcze jeden wakat w Radzie i w sumie mógłby postawić na ekonomistę o bardzo „gołębich poglądach". Ale zmieniłoby to układ w Komitecie Otwartego Rynku tylko w niewielkim stopniu.

Trump ma więc naprawdę niewiele amunicji na wojnie z Fedem. Mógłby jednak np. doprowadzić do audytu Rezerwy Federalnej. Postulaty głębszego przyjrzenia się działalności banku centralnego od lat co jakiś czas są podnoszone w Kongresie – szczególnie przez prawe skrzydło Partii Republikańskiej. Trump zapunktowałby takim audytem wśród swojego elektoratu, a jeśliby audyt przy okazji coś ciekawego pokazał, to można by to wykorzystać politycznie. Nieco więcej transparentności w działaniu nie zaszkodziłoby zresztą najpotężniejszemu bankowi centralnemu świata.

Andrew Jackson pogromca bankierów centralnych

Spór o działalność amerykańskiego banku centralnego przybrał najostrzejszy obrót za prezydentury demokraty Andrew Jacksona, rządzącego w latach 1828–1836. Jackson wygrał wybory prezydenckie, kandydując pod populistycznymi, antybankierskimi hasłami. O finansistach mówił: „Jesteście gromadą jadowitych węży. Mam plan, by was całkowicie wykorzenić". Spośród 11 tys. federalnych urzędników zwolnił 2 tys. powiązanych z lobby bankowym. W 1832 r. ponownie wygrał wybory, miażdżąc wspartego 3 mln USD przez to lobby swojego kontrkandydata Henry'ego Claya. W styczniu 1835 r. Jackson w całości spłacił dług publiczny USA – był to jedyny tego typu przypadek w historii tego kraju. Pod koniec kadencji wziął na cel ówczesny bank centralny – Drugi Bank Stanów Zjednoczonych. Prezydent stał się wówczas celem zamachu. Strzelał do niego brytyjski „niezrównoważony" artysta. Oba pistolety nie wypaliły, a 67-letni Jackson rzucił się z pięściami na zamachowca. Uważał, że za próbą zamachu stali bankierzy. Licencja Drugiego Banku Stanów Zjednoczonych upływała w 1836 r., w końcówce kadencji Jacksona. Kongres przedłużył licencję, ale prezydent zawetował tę decyzję. Szef banku centralnego Nicholas Biddle groził wcześniej: „Jeśli Jackson zawetuje nowelizację, ja zawetuję Jacksona". Na odchodnym nagle ograniczył podaż pieniądza i wywołał kryzys finansowy znany jako „Panika 1837 r.". Po kilku dziesięcioleciach wizerunek prezydenta Andrew Jacksona znalazł się na banknocie 20-dolarowym. W marcu 2017 r. mauzoleum tego przywódcy w Nashville odwiedził prezydent Donald Trump. Czyżby ten gest był przesłaniem dla Fedu? HK

Gospodarka światowa
Amerykańskie taryfy to największy szok handlowy w historii
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka światowa
Czy Powell nie musi bać się o stanowisko?
Gospodarka światowa
Chiny twierdzą, że nie prowadzą żadnych rozmów handlowych z USA
Gospodarka światowa
Niemcy przewidują stagnację gospodarki w 2025 r.
Gospodarka światowa
Musk obiecał mocniej zajmować się Teslą
Gospodarka światowa
Kakao będzie drożeć jeszcze latami