To, jak mocno odbije się od koronakryzysowego dna gospodarka USA, zależy w dużym stopniu od konsumentów. Ich wydatki stanowiły przecież przed kryzysem prawie 70 proc. amerykańskiego PKB. Kwarantanna towarzysząca pandemii zadała zaś konsumpcji mocny cios. Nowe ogniska zachorowań na Covid-19 i lokalne zaostrzanie restrykcji epidemicznych zmniejszają nadzieję na ożywienie gospodarcze w kształcie litery V. Wciąż kiepska jest sytuacja na rynku pracy. W tygodniu zakończonym 1 sierpnia nowe wnioski o zasiłki dla bezrobotnych złożyło 1,2 mln Amerykanów, a kilkanaście milionów pobierało je dłużej niż tydzień.
Do końca lipca do stanowych zasiłków dla bezrobotnych dodawano federalny bonus wynoszący 600 USD tygodniowo. To sprawiało, że wiele osób otrzymywało zasiłki wyższe niż ich wynagrodzenie w poprzednich miejscach pracy. Republikanie chcieli zmniejszyć dodatek do maksymalnie 200 USD tygodniowo, a demokraci pozostawić go na poziomie 600 USD. W efekcie ich sporu w Kongresie bezrobotni Amerykanie od sierpnia nie dostają go w ogóle. Muszą się zadowolić dotychczasowymi zasiłkami, wynoszącymi średnio 333 USD tygodniowo, a w niektórych stanach zaledwie 100 USD na tydzień. Demokraci i republikanie negocjowali w zeszłym tygodniu kwestię zasiłków, ale to niejedyny wielki problem do rozwiązania. Wygasły też bowiem moratoria na eksmisje.
Z wyliczeń firmy konsultingowej Stout Risius Ross wynika, że 12,03 mln gospodarstw domowych w USA poważnie zalega z czynszem. To blisko 30 proc. najemców. Spółka ta szacuje, że w ciągu najbliższych czterech miesięcy może zostać złożonych 8,12 mln wniosków o eksmisje. Zapewne tylko część spośród eksmitowanych zasili szeregi bezdomnych, ale i tak wygląda na to, że Stany Zjednoczone może czekać z tego powodu poważny wstrząs społeczny. Być może największy od wielkiego kryzysu sprzed 90 lat. – Właściciele nieruchomości mogą bankrutować na hipotekach, a epidemia koronawirusa może się zaostrzyć, jeśli ludzie będą masowo tracili dach nad głową w okresie kryzysu gospodarczego. Konsekwencje takiej katastrofy byłyby odczuwalne daleko poza branżą nieruchomości na wynajem. Mogą dotknąć rynku domów jednorodzinnych i całej gospodarki – twierdzi Tendayi Kapfidze, główny ekonomista amerykańskiej firmy LendingTree.