W porównaniu z czerwcem liczba etatów w przedsiębiorstwach zwiększyła się o 1,1 proc., czyli 66,2 tys. To przede wszystkim efekt powrotu pracowników z zasiłków opiekuńczych oraz zwiększania wymiaru etatów, które wcześniej firmy zmniejszały w reakcji na lockdown. Ale firmy przyjmowały też nowych pracowników.
Również polityka płacowa pracodawców okazała się mniej rygorystyczna, niż oczekiwali ekonomiści. Prognozy mówiły o wzroście średniego wynagrodzenia o 2,9 proc. rok do roku, a rzeczywiście było to 3,8 proc. – Spodziewaliśmy się wstrzymywania wypłat premii oraz nagród, ale zgodnie z komunikatem GUS część przedsiębiorstw powróciła do ich wypłacania – komentuje Karol Pogorzelski, ekonomista ING Banku Śląskiego. – Wynik podbiło także wygasanie porozumień o zmniejszeniu płac na czas pandemii, zawieranych często na trzy miesiące od kwietnia do czerwca – wyjaśnia.
Inna sprawa, że realnie płace wzrosły jedynie o ok. 0,8 proc., bo w Polsce wciąż borykamy się z podwyższoną inflacją. Eurostat podał w środę, że zharmonizowany wskaźnik wzrostu cen wyniósł w lipcu 3,7 proc. wobec 3,8 proc. miesiąc wcześniej (ten wskaźnik jest wyższy niż „zwykła" inflacja podawana przez GUS, czyli 3 proc. w lipcu, ze względu na różnice w metodologii). To drugi najwyższy wynik w UE, gorzej jest tylko na Węgrzech.
W sumie ekonomiści oceniają, że rynek pracy wychodzi z najgorszej fazy kryzysu. Pytanie jednak, czy to sygnały stabilizacji czy zapowiedź trwałego trendu odbudowy po pandemii? Tu prostej odpowiedzi nie ma. – Badania ankietowe przedsiębiorstw prowadzone przez PIE oraz Polski Fundusz Rozwoju (PFR) sugerują kontynuację odbicia – ocenia Jakub Sawulski z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Przybywa np. firm, które zamierzają zwiększyć zatrudnienie, a ubywa tych, które planują redukcję. Rośnie też liczba ofert pracy i prowadzonych rekrutacji.