Wtorkowa sesja na warszawskiej giełdzie przez długi czas miała typowo wakacyjny charakter. Główne indeksy notowały niewielkie ruchy, zmienność była mocno ograniczona, a na to wszystko nakładały się stosunkowo niskie obroty. Pod koniec notowań wróciły niedawne „strachy”. Rynek obrał kierunek na południe i sytuacja znów zrobiła się nerwowa, co może rzutować na wydarzenia kolejnych dni. 

W zasadzie opis większej części notowań można sobie darować. Wystarczy wspomnieć, że WIG20 utrzymywał się przez długie godziny nieznacznie nad kreską, i to całkowicie wyczerpuje temat. Więcej zaczęło się dziać, kiedy do gry weszli inwestorzy ze Stanów Zjednoczonych. Tam po starcie notowań pojawił się kolor czerwony. Co prawda nie świecił on zbyt mocno, ale to wystarczyło, by wywołać popłoch na GPW. WIG20 godzinę przed końcem notowań zaczął wyraźnie tracić na wartości, a z każdą kolejną upływającą minutą skala przeceny przybierała na sile. Nasz główny indeks zjechał ponad 1 proc. pod kreskę i niedźwiedzie wcale na tym nie zamierzały poprzestawać. Efekt? WIG20 ostatecznie stracił na wartości 1,4 proc. i tym samym był najsłabszym indeksem na Starym Kontynencie. Nie jest to zresztą pierwsza tego typy sytuacja w ostatnim czasie.

Nerwy nie tylko na rynku akcji

Chociaż więc przez większą część notowań nie działo się zbyt wiele, to ostatecznie sesja ta mocno komplikuje sytuację. WIG20 złamał bowiem poziom 2400 pkt. Na razie odejście od tego pułapu jest jeszcze niewielkie. Jeśli jednak w środę to znów niedźwiedzie będą rozdawać karty, otworzy się droga do kolejnego mocniejszego ruchu spadkowego. Spokojne wakacje na GPW? To tylko pozory.

Przecena zagościła też na rynku ropy naftowej. Jest to kolejny dzień ze spadkami cen tego surowca. Odmiana WTI we wtorek po południu traciła ponad 1 proc. i cena spadła poniżej 75 USD za baryłkę. Spadki znów pojawiły się na rynku kryptowalut. Bitcoin w drugiej części dnia tracił ponad 2 proc. i był wyceniany na niewiele ponad 66 tys. USD.