Rano na te problemy nic nie wskazywało, bo indeksy giełd w Europie Zachodniej bardzo żwawo ruszyły na północ. W najlepszym momencie, około godziny po rozpoczęciu notowań, niemiecki DAX i francuski CAC-40 zyskiwały już po blisko 3 proc.
Tak spore zwyżki rynki zawdzięczały zarówno nasilającym się spekulacjom, że już w piątek szef Rezerwy Federalnej ogłosi nową rundę ilościowego luzowania polityki pieniężnej (QE3), jak i dobrym danym z Chin, gdzie indeks PMI dla przemysłu okazał się wyższy od oczekiwań ekonomistów (mimo że spadł poniżej kluczowych 50 pkt). Do tego doszły też informacje o utrzymaniu na dotychczasowym poziomie analogicznego wskaźnika z Europy.
Optymizm bardzo szybko jednak zgasł po publikacji rozczarowującego odczytu niemieckiego indeksu ZEW i giełdowe wskaźniki w kilka godzin zeszły zgodnie zeszły w pobliże kreski (lub nawet poniżej, jak DAX). Taki rozwój wypadków nawet bez wyraźniejszego powodu nie byłby jednak niczym nadzwyczajnym w obecnych warunkach rynkowych – trzeba się liczyć z tym, że każde odbicie natychmiast będzie wykorzystywane przez inwestorów, którzy przespali ostatnią panikę i nie wyszli w porę z rynku.
Giełdom europejskim pomogło jednak dość udane otwarcie na rynku amerykańskim. Indeksy zaczęły tam rosnąć m.in. za sprawą publikacji listy banków z problemami, która okazała się krótsza, niż sądzono. Na rynki nowojorskie powrócił też temat pomocy, jaką gospodarce i rynkom może zafundować Fed.
Około pół godziny przed końcem notowań w Europie Zachodniej tamtejsze indeksy zyskiwały od 0,5 proc. do 1 proc. W USA zwyżki głównych indeksów wynosiły 1 proc., a Nasdaq Composite zyskiwał nawet 1,4 proc. Takie zwyżki nadal jednak są niczym na tle ostatniej przeceny, która w zależności od rynku zabrała indeksom od kilkunastu do przeszło 20 proc.