Pod koniec piątkowych notowań indeks Stoxx 600, obejmujący największe spółki z Europy Zachodniej, spadał o 1,5 proc. Ostatni tydzień miał on całkiem udany – co można przypisać próbom „strojenia okienek", czyli poprawiania przez zarządzających wyników wykazywanych w kwartalnych sprawozdaniach , którego jednak nie udało się dziś kontynuować.
Na parkietach Starego Kontynentu największe straty notowano dziś w środku sesji – we Frankfurcie tamtejszy DAX był już ponad 3,5 proc. poniżej kreski. Sama końcówka notowań była już nieco lepsza, głównie dzięki poprawie nastrojów na giełdach nowojorskich.
Wcześniej inwestorów wystraszyły dane z Chin i strefy euro. Dla Państwa Środka ukazał się nowy odczyt indeksu PMI dla przemysłu, który znalazł się tuż poniżej progu 50 pkt oddzielającego wzrost od dekoniunktury. W przypadku eurolandu negatywnym zaskoczeniem były dane o inflacji – zamiast utrzymać się na poziomie 2,5 proc., przyspieszyła niespodziewanie do 3 proc. Inwestorzy obawiają się, że wyraźnie większy wzrost cen na dobre zniechęci Europejski Bank Centralny do ekspansywnej polityki, mogącej przeciwdziałać kryzysowi i spodziewanemu spowolnieniu gospodarczemu. O tym, że już ono następuje, mogą świadczyć dane o sprzedaży detalicznej w Niemczech, która tąpnęła w sierpniu najsilniej od czterech lat.
Końcówka sesji okazała się lepsza m.in. w wyniku napływu danych zza Atlantyku. Chodzi przede wszystkim o odczyty indeksów Chicago PMI i Uniwersytetu Michigan, mierzących odpowiednio koniunkturę w przemyśle w rejonie Chicago i nastroje amerykańskich konsumentów. Oba okazały się znacznie lepsze niż poprzednie i niż oczekiwali ekonomiści.
Nie pomogło to jednak skasować całości początkowych strat na Wall Street. Po otwarciu o ponad 1 proc. na minusie, o 17.30 indeks S&P 500 tracił 0,7 proc.