Cały ten tydzień nie należał – przynajmniej na giełdach w Europie – do udanych. Indeksy częściej bowiem spadały, niż rosły. A główny powód to zawirowania wokół Grecji, której kilka dni zajęły negocjacje dotyczące nowych oszczędności i która wciąż nie dogadała się z prywatnymi kredytodawcami w sprawie redukcji części zadłużenia.
W piątek znów grano z greckiej płyty: okazało się, że według ministrów finansów ze strefy euro (tzw. eurogrupa) przygotowany przez Ateny plan cięć nie jest zbyt wiarygodny i tamtejsi politycy muszą poszukać jeszcze 325 mln euro oszczędności na ten rok. Taki dyktat nie spodobał się jednej z greckich partii koalicyjnych i pojawiła się groźba rozłamu wśród rządzących. A to rodzi zagrożenie, że cały pakiet oszczędnościowy zostanie odrzucony i Grecja zamiast przybliżyć się do otrzymania kolejnej pomocy (w zamian za cięcia i reformy), znów zacznie przybliżać się do bankructwa.
Wywołało to przede wszystkim obawy inwestorów europejskich. Indeksy akcji na giełdach Starego Kontynentu spadały więc w piątek po raz czwarty w ciągu pięciu sesji. Na koniec dnia spośród głównych rynków najwięcej stracił Mediolan – 1,7 proc., niewiele mniej giełdy we Frankfurcie i Paryżu, a w Londynie spadek wyniósł 0,7 proc. W Atenach indeks Athex zanurkował o 3,2 proc.
W Nowym Jorku, który radził sobie w ostatnich dniach radził sobie lepiej niż parkiety europejskie – sięgając nowych szczytów – z powodu obaw o plajtę Grecji (i straty na europejskich obligacjach) najwięcej traciły dzisiaj spółki finansowe. Wpływało to na koniunkturę na całym rynku – Dow Jones i S&P 500 przed 18.00 naszego czasu były po ok. 0,8 proc. pod kreską. Nastroje na nowojorskiej giełdzie nieco zepsuł także odczyt indeksu Uniwersytetu Michigan, mierzącego nastroje amerykańskich konsumentów, który spadł bardziej niż się spodziewano.