Negatywna reakcja warszawskiej giełdy okazała się szczególnie dotkliwa dla sektora bankowego. To zrozumiałe. Opodatkowanie aktywów banków czy rozwiązanie problemu frankowiczów według obietnicy złożonej w trakcie kampanii wyborczej uderzyłyby w wyniki polskich banków.
Na szczęście dla inwestorów pomysł przewalutowania kredytów hipotecznych udzielonych we frankach szwajcarskich po kursie, po którym zostały zaciągnięte, jest mało prawdopodobne. Przede wszystkim dlatego, iż wiązałoby się to z ogromnymi kosztami (50 miliardów złotych) obciążającymi prawdopodobnie sektor bankowy. Poza argumentami ekonomicznymi pojawia się też pytanie o sprawiedliwość społeczną takiego rozwiązania. Niby dlaczego jedna grupa kredytobiorców miałaby być uprzywilejowana, a np. osoby biorące kredyt w polskiej walucie nie miałyby skorzystać z pomocy państwa?
W reakcji na wynik wyborów prezydenckich spadały również ceny polskich obligacji skarbowych. Główną przyczyną tego ruchu był wzrost ryzyka politycznego. Spełnienie się choćby części obietnic przedwyborczych kandydata na prezydenta popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość przełożyłoby się na oczekiwania co do wzrostu inflacji w Polsce. Z kolei wyprzedaż złotego na rynku walutowym związana jest z obawami inwestorów dotyczącymi luźnej polityki fiskalnej proponowanej przez PiS oraz oddalającą się perspektywą wprowadzenia euro.
Co zmiana głowy państwa oznacza dla inwestorów lokujących kapitał na warszawskiej giełdzie? Przede wszystkim niepewność. Pomimo że większość obietnic przedwyborczych prezydenta elekta Andrzeja Dudy ma charakter czysto populistyczny i prawdopodobieństwo ich realizacji jest niskie (nawet przy założeniu zwycięstwa PiS w jesiennych wyborach parlamentarnych), przez najbliższe miesiące inwestorzy będą karmieni obietnicami wyborczymi partii politycznych.
Sytuacja taka nie sprzyja odważnym zakupom akcji polskich spółek. Trudno tym samym liczyć na wakacyjną hossę na warszawskiej giełdzie.