– Odbicie w górę po silnym ruchu z ostatnich tygodni jest płytkie, co pokazuje, że rynki nie widzą jeszcze mocnych motywów za korektą wzrostową pary EUR/USD. W ubiegłym tygodniu opublikowane zostały dane z amerykańskiej gospodarki (m.in. produkcja przemysłowa, sprzedaż detaliczna, nastroje konsumenckie), które w zasadzie wpisały się w to, co powiedział kilka dni temu Jerome Powell – gospodarka pozostaje relatywnie silna i nie wysyła decydentom sygnałów sugerujących, aby musieli się spieszyć z dalszymi obniżkami stóp. Na to nakłada się niepewność co do ruchów Donalda Trumpa po tym, jak oficjalnie przejmie on władzę w styczniu – nazwiska nominatów na kluczowe stanowiska w administracji zdają się pokazywać, że nowy prezydent zamierza zrealizować swoje obietnice z kampanii, czyli niemal na pewno będziemy świadkami podwyżek ceł, czyli dość agresywnej wojny handlowej zainicjowanej przez USA. Rynki mogą nie czuć się pewnie też w temacie geopolityki – wylicza Marek Rogalski, analityk DM BOŚ.
Dolar okazał się wielkim wygranym „Trump trade”. Proinflacyjne zapowiedzi prezydenta-elekta Stanów Zjednoczonych stawiają bowiem pod znakiem zapytania dalszą ścieżkę obniżek stóp procentowych w USA. Jak jednak podkreśla Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB, i bez tego aspektu sytuacja, z punktu widzenia Fedu, zaczyna się komplikować. – Kolejny raport potwierdził spowolnienie dojścia inflacji do celu, a dane z realnej gospodarki nie wskazują na dalsze spowolnienie. Zatem narracja z wrześniowego posiedzenia o potrzebie szybkiego dojścia ze stopami do okolic 3 proc. (lub nawet nieco niżej) i tak stanęłaby pod znakiem zapytania. Jeśli jednak dołożymy do tego proinflacyjny charakter polityki celnej i niekoniecznie świetne relacje Trumpa z Powellem (co technicznie nie powinno mieć znaczenia, ale…), nagle może się okazać, że cykl obniżek będzie znacznie mniejszy lub wręcz się zatrzyma. To miałoby dwojakie konsekwencje: pozwoliłoby na wybicie dołem parze EUR/USD z trwającej już niemal dwa lata konsolidacji z konsekwencjami dla wielu innych rynków (w tym złotego) oraz stworzyłoby zagrożenie wciągnięciem gospodarki w recesję w późniejszym okresie (tu z konsekwencjami dla giełd). Dlatego wydaje się, że decyzje w zakresie polityki handlowej mogą być absolutnie kluczowym sygnałem – uważa Kwiecień.
Analitycy Goldmana Sachsa nieustannie wierzą w złoto
Ostatnia chwilowa zadyszka dolara okazała się być wsparciem dla metali szlachetnych. Te po wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych wyraźnie bowiem traciły na wartości. Cena złota w ciągu dwóch tygodni spadła z okolic 2790 USD za uncję (historyczny szczyt notowań) do 2550 USD za uncję.
Ile jest w cenach?
Wśród ekspertów nie brakuje jednak też opinii mówiących o tym, że wiele elementów jest już „w cenach”.
– Biorąc pod uwagę dynamikę ostatniego ruchu, wyraźne wykupienie techniczne dolara oraz pojawiające się symptomy odreagowania na mocno już przecenionych walutach kojarzonych z tzw. Trump trade (np. meksykańskim peso czy też w mniejszym stopniu walutach naszego regionu), uważamy, że krótkoterminowy potencjał do dalszego umocnienia amerykańskiej waluty się wyczerpuje. Uwaga inwestorów powinna skupić się teraz na analizie twardych danych z amerykańskiej gospodarki. Dane te, pomimo nieco lepszych od oczekiwań wskazań, nie powinny jednak doprowadzić do grudniowej pauzy w cyklu obniżek stóp procentowych Fedu, czyli scenariusza coraz to mocniej ostatnio wycenianego przez rynki. Rewizja tych oczekiwań może być podstawą do przynajmniej krótkookresowej korekty na mocno już wyprzedanych do dolara walutach, w tym złotym, pod koniec bieżącego roku – mówi Andrzej Kiedrowicz, ekspert PKO BP.