Powodem są oskarżenia Rosyjskiej Służby Ochrony Praw Konsumenta wobec spółki Milkiland i innych eksporterów znad Dniepru o niestosowanie się do standardów jakości. Jak argumentuje urząd, w wybranych partiach serów przywożonych z Ukrainy wykryto tłuszcz roślinny.

Analitycy Dragon Capital uważają, że oskarżenia związane są z politycznymi zawirowaniami wokół ostatnich ukraińsko-rosyjskich rozmów gazowych, a nie z faktycznymi problemami z jakością. Oceniają, że choć sprawa w długim terminie nie będzie miała wpływu na ukraińskich eksporterów, to w krótkiej perspektywie może zachwiać ich sprzedażą w Rosji. Ma to zasadnicze znaczenie dla Milkilandu, którego przychody w 2/3 pochodzą ze sprzedaży na tamten rynek.

Milkiland zaprzecza oskarżeniom. Spółka oświadczyła, że nie stosuje olejów roślinnych do produkcji sera, i podkreśliła, że wszystkie zakłady pracują zgodnie z międzynarodowymi standardami jakości (ISO 9001) i bezpieczeństwa żywności (HACCP).

Sergey Trifonov, odpowiedzialny za relacje inwestorskie w Milkilandzie, uważa, że na razie nie ma podstaw do obaw odnośnie do spadku sprzedaży spółki w Rosji.

– Nasze zakłady są pod stałym nadzorem rosyjskich służb weterynaryjnych, które pobierają próbki produktów. Na tej podstawie wystawiają pozwolenie na eksport do tego kraju. Rosyjski urząd ochrony konsumentów nie ma takich kompetencji. Ale jeśli będzie chciał pobrać próbki, jesteśmy gotowi poddać się wszelkim testom – mówi Trifonov. Zaznacza, że do tej pory te służby nigdy nie odwiedzały fabryk Milkilandu ani nie przeprowadzały tam testów.