Pierwszym z nich będzie praktyczne wdrożenie ustawy o ochronie sygnalistów – choć termin upływa dopiero 25 września, to w zasadzie upłynie wcześniej w tym sensie, że czas konieczny na konsultacje z pracownikami powoduje, iż propozycje nowych procedur powinny być gotowe kilkanaście dni wcześniej. Wprawdzie emitenci musieli wdrożyć część rozwiązań w tym zakresie już pięć lat temu, jednak zakres przedmiotowy nowej ustawy wymaga działań nawet w przypadku spółek, które podeszły wówczas do tego zagadnienia bardzo poważnie.
Drugie – i najważniejsze – wyzwanie to przygotowanie danych do raportów zrównoważonego rozwoju za rok 2024. Najważniejsze z uwagi na zakres niezbędnych działań i na potencjalne konsekwencje. Sama ocena podwójnej istotności jest bardzo skomplikowanym procesem. Natomiast zbieranie danych uznanych za istotne jest jeszcze bardziej złożone, bo bardzo często dotyczyć będzie obszarów podwójnie nieznanych: gromadzenia informacji, które wcześniej nie były zbierane oraz wydobywanie ich od podmiotów (w ramach grupy kapitałowej, ale niekiedy też spoza niej – w ramach łańcucha wartości), które niekoniecznie dotychczas cokolwiek wiedziały o czynnikach zrównoważonego rozwoju.
Z kolei konsekwencje ewentualnych zaniechań w tym obszarze mogą być olbrzymie. I nie chodzi tu o kary od nadzorcy. Bardziej o presję ze strony inwestorów, banków i klientów. Wprawdzie od lat spółki raczej skupowały, niż emitowały swoje akcje, więc niekoniecznie są wyczulone na ocenę inwestorów, ale należy przypomnieć, że już za kilka miesięcy to się może zmienić (o czym poniżej). Ze strony banków presja będzie coraz większa, gdyż konieczność kreowania możliwie „zielonego” portfela kredytowego promować będzie spółki lepiej raportujące, a te gorzej przygotowane w tym zakresie będą miały coraz trudniejszy dostęp do finansowania.
Jeszcze większy problem dotyczy potencjalnej reakcji klientów – jeśli naszym odbiorcą jest podmiot raportujący czynniki zrównoważonego rozwoju, będzie od nas wymagać jak najlepszych danych, aby jak najmniej „brudzić” swój łańcuch wartości. Przy czym w modelu B2B sytuacja jest o tyle prostsza, że rezygnacja z dostawcy jest procesem dość skomplikowanym, w związku z czym odbiorca najczęściej przekaże swe wymogi z wyprzedzeniem i taki proces „ujawnień indukowanych” możemy obserwować już od kilku lat. Natomiast w modelu B2C może dojść do przykrej niespodzianki – jeśli np. nasz konkurent zacznie publikować szczegółowe dane ESG, a nasza spółka nie, to może doprowadzić do przesunięcia preferencji konsumentów (zwłaszcza tych bardziej świadomych w zakresie ESG).
Złożoność problemu pogłębia potrzeba zachowania śladu rewizyjnego, aby biegły rewident mógł zweryfikować rzetelność i kompletność prezentowanych danych. Jest to tym bardziej skomplikowane, że nie mamy jeszcze wypracowanej praktyki w tym zakresie i różni biegli mogą podchodzić do tego zagadnienia z różnym poziomem wnikliwości. Dlatego jesień powinna być też czasem konsultacji z biegłym rewidentem – czy na pewno zgadza się z metodyką przeprowadzonej oceny istotności i jej wynikami, czy czuje się komfortowo z zakresem zbieranych danych i czy poziom ich udokumentowania jest dla niego satysfakcjonujący.