Nieadekwatne regulacje dla MŚP są niestety normą – pomimo pozornie przejrzystego i dostępnego dla wszystkich procesu legislacyjnego, małe spółki nie mają zasobów, aby w nim uczestniczyć. Przykładem jest procedowany obecnie projekt standardu raportowania czynników zrównoważonego rozwoju przez małe i średnie spółki giełdowe – tzw. LSME.
Udział w trwających do 21 maja konsultacjach musi zostać poprzedzony lekturą 189 stron bardzo skomplikowanego tekstu, którego zrozumienie wymaga biegłej znajomości modelu biznesowego spółki (wraz z elementami łańcucha wartości), zasad raportowania czynników ESG i języka angielskiego. W małych spółkach najczęściej nie ma takiej osoby, a nawet gdyby była, to nie znalazłaby na to czasu. Tym bardziej że standardy zaczną obowiązywać dopiero za dwa lata, a pilniejsze są sprawy tu i teraz.
Rozwiązaniem byłoby wspólne opracowanie uwag przez te spółki, jednak co do zasady nie mają one pojęcia, że taki wymóg nadchodzi. Co więcej, spółki takie nie są członkami stowarzyszeń, więc nie mają możliwości kolektywnego zebrania i zgłoszenia uwag. Dla przykładu na liście 699 spółek zidentyfikowanych przez EFRAG (czyli twórcę standardu) jako adresatów LSME najbardziej liczebne są spółki niemieckie (aż 145), z których żadna nie jest stowarzyszona w tamtejszym odpowiedniku SEG. Na rynku polskim nowy standard obejmie 123 spółki, z których zaledwie 35 jest zrzeszonych w SEG.
Można by było w tym miejscu cynicznie stwierdzić, że skoro sprawa dotyczy spółek tak małych, że nie są zainteresowane udziałem (choćby pośrednim) w procesie legislacyjnym, to może jednocześnie są za małe na obecność na giełdzie i ich delisting nie powinien być dla nas problemem. Ja jednak widzę tu kilka poważnych problemów, obok których nie mogę przejść obojętnie.
Pierwszy z nich to „konspiracja legislacyjna” – tworzenie nowych regulacji w sposób pozornie otwarty i przejrzysty, ale bez obowiązku zasięgnięcia opinii określonej liczby potencjalnych adresatów regulacji lub instytucji ich zrzeszających. W ten sposób zawsze można argumentować, że „każdy mógł zabrać głos”, ale to tak jakby wpuszczać na ring zawodników wagi ciężkiej i piórkowej i udawać, że wszyscy mają równe szanse.