Łukasz Zalewski radca prawny z Krzysztof Rożko i Wspólnicy Kancelaria Prawna
Od 1 lipca 2019 r. rynek emisji prywatnych – głównie obligacji i certyfikatów inwestycyjnych – czeka niemała rewolucja. Obowiązek dematerializacji związany dotąd jedynie z emisjami publicznymi zacznie dotyczyć wszystkich. Emitenci zostaną też objęci obowiązkami raportowymi – powstanie jawna krajowa baza emisji niepublicznych i rynek będzie mógł ocenić skalę i częściowo ryzyka związane z takimi emisjami. Cel bez wątpienia słuszny – przyjrzyjmy się jednak przyjętym w tym celu rozwiązaniom prawnym.
Aby sfinansować działalność w formie niepublicznej emisji obligacji lub certyfikatów inwestycyjnych, emitenci będą musieli zarejestrować te papiery w depozycie (w praktyce w KDPW), obligatoryjnie za pośrednictwem agenta emisji (firmy inwestycyjnej lub banku powierniczego). Agent emisji – na własną, niedającą się wyłączyć kontraktowo odpowiedzialność – sprawdzi zdolność emisyjną, zbada spełnienie wymogów formalnych, a następnie wystąpi z wnioskiem o dematerializację do KDPW. Tak można skwitować szeroki zakres obowiązków agenta emisji, wskazany w znowelizowanej ustawie o obrocie instrumentami finansowymi.
Mamy do czynienia z następną nowelizacją przepisów, która przenosi na firmę inwestycyjną kolejny obszar kontroli działalności emitenta. Z tą tezą zgodzą się zarówno oferujący, jak i podmioty pełniące funkcję depozytariusza, które już teraz zmuszane są wręcz do dublowania funkcji emitenta i pod szyldem nadzoru nad ich działalnością muszą powtarzać niektóre funkcje emitenta. Agent emisji dołącza do tego zacnego grona, a granice jego odpowiedzialności zaczynają się istotnie pokrywać z odpowiedzialnością tych podmiotów.
Naturalnie dla domów maklerskich pojawia się rynkowa szansa. Widać, że taką szansę sprawnie rozpoznały i rozpoczęły przygotowania do zagospodarowania nowej niszy rynku. Jak jednak ustrzec się przed przenoszeniem na siebie ryzyka emitenta – jak zorganizować nową usługę, aby nie wpaść w pułapkę odpowiedzialności? Dwumilionowa grzywna to jedno, jak jednak pokazał rynek ostatnimi czasy, podjęcie obsługi emisji, które – oględnie rzecz ujmując – nie zakończyły się inwestycyjnym sukcesem, może mieć dużo dalej idące konsekwencje.