Rynek crowdfundingu przeżył wzlot dwa lata temu, ale ostatnich kilkanaście miesięcy było trudnych. Czego możemy się obecnie spodziewać na tym rynku?
Zaliczyliśmy dość typowy cykl rynkowo-regulacyjno-nadzorczy, który już niejednokrotnie oglądaliśmy w wypadku nowych pomysłów na omijanie regulacji dotyczących publicznego oferowania papierów wartościowych. Tak było z innymi inwestycjami alternatywnymi. Najpierw pojawia się euforia związana z tym, że przy niskich kosztach można przeprowadzić inwestycję, następnie regulatorzy orientują się, że ktoś „z boku” chce wejść na rynek i zebrać pieniądze od inwestorów, zaczynają to regulować i wtedy ten rynek zamiera. Tak może być teraz właśnie z crowdfundingiem. Co do zasady nie jest to rynek, który powstał po to, by na nim inwestować i zarabiać. Na początku chodziło tu przede wszystkim o to, by połączyć jakiś pomysł i zapał jego twórców z pieniędzmi ludzi prywatnych. Dopiero później zrobił się z tego produkt inwestycyjny, a w konsekwencji doszło do interwencji regulatora i nadzorcy. Co więcej, regulacje pojawiły się na poziomie unijnym, co ma, niestety, dość poważne przełożenie na wymagania. Na rynku polskim dalsze funkcjonowanie crowdfundingu może być utrudnione.
W trakcie rekordowego 2021 r. zbiórka Kombinatu Konopnego zebrała 4,5 mln zł w siedem minut. To był rekord. Jak to jest ze zwrotem z takich inwestycji opartych na emocjach?
Zbiórki na inwestycje, podczas których inwestorzy kierują się bardziej emocjami niż rachunkiem ekonomicznym, jak np. wsparcie dla klubu piłkarskiego czy rozwój małego browaru, nadal będą funkcjonować i cieszyć się powodzeniem, ale nie z tego powodu, że ktoś chce zrealizować zysk, ale dlatego, że chce wesprzeć ciekawą dla siebie inicjatywę. Zatoczyliśmy krąg i wracamy do tego romantycznego okresu crowdfundingu, gdy finansujemy coś, bo jesteśmy przekonani, że jest to fajne, a nie z chęci zarobku.