Jeden warunek bessy został spełniony. Co z drugim?

Pierwszy pełny tydzień sierpnia na rynkach finansowych upłynął pod dyktando niedźwiedzi. Fala podaży, żeby nie powiedzieć tsunami, zaczęła się w Japonii i przetoczyła przez wszystkie giełdy, w tym warszawską. Niestety, indeksy przełamały ważną średnią.

Publikacja: 12.08.2024 06:00

Jeden warunek bessy został spełniony. Co z drugim?

Foto: Fotorzepa

Wzrost stóp procentowych w Japonii i obawy przed recesją w USA były głównymi motorami napędowymi spadków w minionym tygodniu. Nikkei 225 stracił w ubiegły poniedziałek 12,4 proc., sięgając w porywach 31 156 pkt.

To oznacza, że w niecały miesiąc spadł, licząc od szczytu hossy, o 26,6 proc. i przełamał średnią z 200 sesji. Spełnił więc dwa warunki bessy (zniżka o 20 proc. i przełamanie średniej) w bardzo szybkim, wręcz panicznym tempie. Odreagowanie w stylu V z kolejnych dni nie przyniosło powrotu nad średnią, więc niewykluczone, że mówimy tylko o odbiciu „zdechłego kota”. Zwłaszcza że nad japońskim rynkiem wciąż wisi ryzyko redukcji pozycji w ramach strategii carry trade, która przez wspomniane stopy i umocnienie jena, stała się mniej opłacalna.

Armagedoniczne wizje rynkowe po japońskim wstrząsie łagodziło nieco zachowanie Wall Street. S&P 500 i Nasdaq Composite wprawdzie też traciły, ale nieporównywalnie mniej. Pierwszy od szczytu hossy do minimum z ubiegłego tygodnia stracił 9,7 proc., a drugi 15,9 proc. Oba indeksy utrzymały się powyżej średniej z 200 sesji, a więc warunki bessy spełnione nie zostały. Obawy o sygnał recesji wysłany przez regułę Sahm zostały z kolei schłodzone przez lepsze od oczekiwań odczyty usługowego ISM i liczbę wniosków o zasiłek. O ile więc w Tokio możemy mówić o bessie, to w Nowym Jorku wciąż, przynajmniej do piątkowego otwarcia sesji, bardziej adekwatne jest słowo korekta.

W takim otoczeniu Warszawa poradziła sobie połowicznie dobrze. W tym sensie, że jeden warunek bessy – przełamanie średniej z 200 sesji – został spełniony przez nasze WIG-i, a drugi – strata ponad 20 proc. od szczytu – nie. Skala strat WIG-u sięgała w porywach 13,7 proc. To oznacza, że jest to najbardziej dotkliwa ze wszystkich korekt, które zdarzyły się od początku trwania obecnej hossy. Do granicy 20 proc. jest jeszcze pewien margines, ale ostatnia zmienność pokazuje, że za byczą burtą możemy się znaleźć w mgnieniu oka. Od strony technicznej optymizmem może napawać to, że w piątek WIG wrócił nad 80 000 pkt i zbliżył się do dwusetki. Ponadto – w ujęciu krótkoterminowym jest bardzo wyprzedany i na RSI i MACD widać cykliczne sygnały zwrotu. Pozytywny wydźwięk ma też zachowanie małych spółek. Indeks sWIG80 już w środę wrócił nad średnią 200-sesyjną, a w piątek domykał poniedziałkową lukę. WIG20 i mWIG40 nie podnosiły się tak ochoczo. Na ich drodze stały silne, okrągłe opory, odpowiednio 2300 i 6000 pkt.

Sytuacja na GPW jest więc z kategorii „na dwoje babka wróżyła”. W otoczeniu zagranicznym mamy wciąż relatywnie mocną Wall Street z recesyjną lampką alarmową i słabe Tokio z ryzykiem dalszego odpływu kapitału zagranicznego. Jeśli na rynkach globalnych będzie utrzymywać się awersja do ryzyka, WIG20 może szybko się nie podnieść. To będzie oczywiście ciążyć szerokiemu WIG-owi. A jeśli ten ostatni nie wróci szybko nad średnią z 200 sesji, to może dojść do jej skrzyżowania ze średnią 50-sesyjną, a krzyż śmierci jeszcze nam się w tej hossie na wykresie WIG nie pojawił.