Od 16 lipca nastroje na rodzimym parkiecie są słabe. Podczas tamtej sesji szeroki WIG stracił aż 3 proc. Nie brakuje głosów, że taka jednosesyjna słabość to charakterystyczny objaw początku bessy. Zwłaszcza że na tych 3 proc. się nie skończyło i ten tydzień indeks kończył niemal kolejne 3 proc. niżej. Przewaga spółek spadających nad zyskującymi sięgała w ostatnich dniach nawet 40–50 proc. W WIG20 honoru broniło miejscami tylko Allegro, a Dino potrafiło nurkować o blisko 10 proc. Liczba spółek z co najmniej rocznym minimum sięgała w tym tygodniu 13, a tych na analogicznym maksimum tylko 3. W zasadzie, na którekolwiek statystyki by spojrzeć – tam czerwono. Do tego wszystkiego dochodzi fakt, że mamy przecież lipiec, a więc statystycznie najlepszy okres w roku dla indeksu WIG. Średnio zyskuje on w tym okresie 3,8 proc., a obecnie jest na ponad 5-proc. minusie. Nie da się też ukryć, że historycznie trwająca hossa jest już zaawansowana „wiekowo” (ponad 20 miesięcy). A do tego wszystkiego dochodzi geopolityczna niepewność w regionie związana z ewentualną wygraną Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA.
Jakby tego było mało – analiza techniczna też ma kilka straszaków. WIG20 spadał w czwartek nawet do 2381 pkt, co oznacza, że o 2 pkt pogłębił czerwcowy dołek korekty, wyznaczający linię sygnalną potencjalnej formacji podwójnego szczytu. Owa formacja rozciąga się od 2600 do wspomnianych 2383 pkt, co daje potencjalny zasięg spadku po wybiciu rzędu 217 pkt. Indeks mWIG40 spada od końca maja i w minionym tygodniu pogłębił dołek fali zniżek. Indeks sWIG80 z kolei, do niedawna relatywnie najsilniejszy, mimo próby zwrotu nie zdołał wrócić nad średnią z 50 sesji. Odbił się od ruchomej linii oporu i również pogłębił dołek korekty.
Jakby tego było mało – słabość widać też na Wall Street. Rozczarowujący raport kwartalny Tesli stał się w czwartek pretekstem do silnej wyprzedaży na całym szerokim rynku amerykańskiej giełdy. Zarówno S&P 500, jak i Nasdaq Composite pogłębiły dołki korekty i przełamały średnią z 50 sesji. Rykoszetem dostało się rynkom azjatyckim. Hang Seng przebił bowiem średnią z 200 sesji, a Nikkei 225 50-sesyjną. Innymi słowy – czerwień zalała nie tylko Warszawę, ale również kluczowe rynki na świecie.