Czy „panika zakupów” zdołała trwale zmienić niekorzystny obraz rynku?

Po raz pierwszy od początku bessy korekta wzrostowa na rynku akcji zyskała potwierdzenie w postaci poprawiających się wskaźników koniunktury gospodarczej

Publikacja: 04.04.2009 12:08

Czy „panika zakupów” zdołała trwale zmienić niekorzystny obraz rynku?

Foto: ROL

Na światowych rynkach akcji i na warszawskim parkiecie mieliśmy w ostatnich dniach minionego tygodnia do czynienia z „paniką zakupów”, tzn. nagłym powrotem na rynek inwestorów przestraszonych tym, że nie zdążą załapać się na silny ruch cen akcji w górę.

Prześciganie się inwestorów w zakupach akcji to konsekwencja tego, że wcześniejsze nagłe tąpnięcie notowań w ostatnich dniach marca (kiedy WIG stracił łącznie prawie 6 proc.) przyniosło powszechne, a przy tym błędne przekonanie, że korekta wzrostowa trwająca od połowy lutego jest skazana na rychłe zniwelowanie. Kiedy się okazało, że ten czarny scenariusz wcale się nie sprawdza, na rynek bardzo szybko powrócili kupujący.

Pamiętając o tym, że na krótką metę „panika” (czy to w postaci wyprzedaży, czy też zakupów) zazwyczaj jest wyrazem przesadnego, podyktowanego skrajnymi emocjami zachowania rynku (co może być zapowiedzią rychłej realizacji zysków), trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że ostatnie tygodnie przyniosły istotną odmianę w stosunku do tego, do czego zdążyła nas przyzwyczaić bessa. W dodatku wrażenie to jest podbudowane zarówno obiektywnymi sygnałami fundamentalnymi, jak i technicznymi. Sygnałami, które konsekwentnie pojawiają się już od kilku tygodni.

[srodtytul]Fundamenty – kursy akcji podążyły za rosnącym wskaźnikiem PMI dla polskiego przemysłu[/srodtytul]

Po wielu miesiącach bessy naturalną reakcją na zwyżki na warszawskiej giełdzie jest założenie, że podobnie jak wszystkie dotychczasowe korekty obecny ruch w górę jest prostą konsekwencją skali wcześniejszych spadków i nie ma trwałych podstaw. Tyle tylko, że tym razem pojawiły się poważne sygnały świadczące o tym, że może być inaczej. Wcześniej korekty wzrostowe wynikały z przekonania, że „gorzej już być nie może”, jeśli chodzi o pogarszające się dane makroekonomiczne (założenie to wielokrotnie okazywało się błędne), a ostatnio część tych danych zaczęła się wreszcie poprawiać. Ten fakt zdecydowanie zmienia obraz sytuacji.

Chociaż „twarde dane” (np. o produkcji przemysłowej czy sprzedaży detalicznej), dotyczące stycznia i lutego, cechują się jeszcze bardzo słabymi odczytami, to opublikowany w minionym tygodniu wskaźnik aktywności w przemyśle PMI kontynuował w marcu rozpoczętą już w styczniu zwyżkę. Ponieważ w minionych 10 latach PMI nigdy się nie mylił, jeśli chodzi o sygnalizowanie przełomu w gospodarce, jest to wydarzenie, wobec którego trudno przejść obojętnie. PMI dobrze wpisuje się zresztą w obraz nadchodzącego ożywienia gospodarczego, naszkicowanego przez opublikowany na początku marca wskaźnik wyprzedzający koniunktury OECD (o czym pisałem dwa tygodnie temu). Prawdopodobnie już w poniedziałek poznamy najnowszy odczyt tego wskaźnika.

Otrzymamy odpowiedź na pytanie, na ile rodzące się pozytywne tendencje są trwałe.Poprawa danych makro łączy się z powrotem do łask małych spółek, które zostały w trakcie długotrwałej bessy spisane na straty i wiele z nich jest skrajnie niedowartościowanych (choćby względem wartości księgowej). W przeszłości ożywienie gospodarcze zawsze było dodatnio skorelowane nie tylko ze wzrostem notowań małych spółek (mierzonych indeksem sWIG80, a wcześniej WIRR), ale wręcz ze zwyżką ich siły relatywnej względem WIG20 (patrz wykres). Nie inaczej jest tym razem (nawet mimo tego, że np. w czasie czwartkowej euforii najmocniej rósł WIG20).

Indeks sWIG80 jest już 8 proc. na plusie względem końca ubiegłego roku.Takie proste historyczne korelacje sugerują optymistyczny przebieg wydarzeń w nadchodzących miesiącach. Co nie oznacza jeszcze, że na daleką metę nie pojawią się nowe problemy gospodarcze. Ich dokładne przewidzenie jest na razie kwestią drugorzędną, ale można zakładać, że drastyczne poluzowanie polityki pieniężnej w USA (spadek stóp procentowych niemal do zera i pompowanie „świeżo wydrukowanych” dolarów w gospodarkę za pomocą skupu instrumentów dłużnych) wywoła, wraz z pojawieniem się ożywienia gospodarczego, atak inflacji.

[srodtytul]Analiza techniczna – tak silnej korekty wzrostowej w trakcie bessy jeszcze nie było[/srodtytul]

Ostatnie cztery tygodnie przyniosły wydarzenia, które można interpretować jako pokaz siły popytu na warszawskiej giełdzie. Notowania akcji zaczęły wreszcie potwierdzać wnioski, jakie od pewnego czasu można wysnuć z analizy czynników fundamentalnych. I chodzi tu o coś więcej niż tylko np. efektowny czwartkowy wyskok indeksów (WIG zyskał wówczas 6 proc.). Tego typu gwałtowne zwyżki zdarzały się już choćby w czasie odreagowania październikowej paniki, co jest efektem utrzymującego się rozchwiania notowań.

Trwający od połowy lutego ruch wzrostowy cechuje się jednak znacznie poważniejszymi atutami w porównaniu ze wszystkimi poprzednimi korektami bessy.Nawet jeśli uznamy, że np. przebicie na wykresie WIG-u w połowie marca linii średnioterminowego trendu spadkowego, wybiegającej ze szczytu z końca lipca 2008 r., jest zbyt mało wiarygodnym sygnałem przełomu (do przebicia podobnej linii doszło np. w marcu 2008 r., ale była to zapowiedź jedynie przejściowej poprawy nastrojów), to istotnych wydarzeń jest więcej.

Przede wszystkim po raz pierwszy od początku bessy zdarzyło się, że WIG, zdecydowanie przebiwszy poprzedni średnioterminowy dołek, zdołał potem powrócić ponad poziom tego minimum. Konkretnie chodzi o dołek z 20 listopada (24 853 pkt na zamknięciu). Mimo że po jego przebiciu WIG obsunął się poniżej 23 tys. pkt, to później zdołał ze sporą nawiązką odrobić całe te straty i znaleźć się powyżej przebitego wcześniej dołka. Z czymś takim nie mieliśmy dotąd do czynienia w czasie bessy. Dotąd było normą, że WIG przebiwszy zdecydowanie poprzedni dołek, nigdy nie zdołał odrobić strat (tak było w styczniu 2008 r. i w październiku). Pojawił się więc pierwszy poważny sygnał podważający aktualność prawidłowości powstałych w czasie bessy.

Oczywiście mimo tych pozytywnych sygnałów, naiwne byłoby zakładanie, że teraz zwyżka będzie trwała nieprzerwanie. Bardzo wysoka 30-sesyjna zmiana WIG-u (prawie 20 proc.) sugeruje, że rośnie prawdopodobieństwo nagłej realizacji zysków.Poza tym ciągle nie został spełniony podstawowy warunek konieczny do ogłoszenia narodzin długoterminowego trendu wzrostowego. Formalna „książkowa” definicja takiego trendu wymaga, by kolejne szczyty były położone coraz wyżej.

Na razie WIG dopiero wspina się ku kluczowej strefie oporu, jaką stanowi szczyt z 6 stycznia (28 934 pkt na zamknięciu) oraz położone nieco wyżej maksimum z 4 listopada 2008 r. (29 600 pkt). Dopiero tam rozegra się bitwa o losy bessy (jeśli popyt ją wygra, zbiegnie się to zapewne w czasie z sygnałem kupna na wykresie oscylatora stochastycznego w układzie miesięcznym).

Analizy rynkowe
Techniczna spółka dnia. Pod PKO BP zaczyna kruszyć się podłoga
Materiał Promocyjny
Jak wygląda nowoczesny leasing
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Cła i wojna psują nastroje
Analizy rynkowe
WIG – (prawie) 100 tys. pkt. I co dalej?
Analizy rynkowe
Świat za bardzo boi się wyższych ceł w USA?
Analizy rynkowe
Wall Street na detoksie, reszta świata na fiskalnym haju
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Fed lekko pesymistyczny